Przejdź do głównej zawartości

Opowiastki o urwisie, które zrujnowały moje dzieciństwo*


W Lonneberdze mieszkał chłopiec, który miał na imię Emil. Był dziki i uparty, nie tak grzeczny jak ty. Chociaż, należy przyznać, robił miłe wrażenie, kiedy się nie awanturował. Miał okrągłe, niebieskie oczy, okrągłą, rumianą twarz i jasne, kędzierzawe włosy. Wszystko to razem sprawiało, że Emil wyglądał jak prawdziwy aniołek. Ale pozory mylą.

Ogłaszam wszem i wobec, że na stare lata zakochałam się w Emilu. Śmiem przy tym twierdzić, że lepiej późno niż wcale, a w ogóle, nie są to opowieści dla dzieci. No może są, ale ta celna ironia i kropla absurdu ukryta w opowiadaniach obnażająca słabości dorosłych raczej nie zostanie wychwycona przez dzieci.
Może Emil nie zrobił takiej kariery jak Mikołajek, ale w niczym mu nie ustępuje pola. Widzę tu wiele podobnych analogii - obaj to rezolutni chłopcy, obie postacie stworzone przez genialnych twórców i obie książeczki mają swoich ilustratorów. Charakterystyczna, nonszalancka kreska Sempe jest rozpoznawalna z daleka. Postać Emila stworzył Björn Berg, chociaż nie wiedział, że to Emil. Wypatrzyła go w gazecie Astrid, poszła do ilustratora i oznajmiła mu, że to nikt inny tylko psotnik, którego wymyśliła, a on narysował niczego nieświadomy. Tak zaczęła się ich współpraca. Berg jest ilustratorem wszystkich przygód chłopca. Czytając Emila miałam radochę nie tylko z tekstu, ale i z ilustracji.


Opowiadania są krótkie, pełne wartkiej akcji i zakończone zabawną puentą. Nic dziwnego, że na ich podstawie powstał serial, współautorką scenariusza była sama autorka Astrid Lindgren. To właśnie serial był moim utrapieniem. Moja siostra uwielbiała, ba wprost czerpała masochistyczną przyjemność, ze słynnego "Emil do drewutni!" Ileż ja się tego nasłuchałam! Sam serial uwielbiałam, ale towarzyszące mi, po każdym odcinku, zawołanie już niekoniecznie! Bo dostawałam nim, gdy chciałam iść tam, gdzie starsza siostra. Gdy się uprzykrzałam na różne sposoby. No po prostu, gdy siostra chciała mnie spławić lub mi dokuczyć. Ach, to starsze rodzeństwo. I tak się kochamy :)

Serial serialem, ale o dziwo nigdy nie wpadła mi w ręce książka. Albo faktycznie nie było jej w moim zasięgu, w okresie dziecięcy, gdy zaczytywałam się po kilka razy Dziećmi z Bullerbyn, albo gdzieś indziej leży pies pogrzebany. Bo muszę się niestety przyznać, że z książek Astrid Lindgren jedynie te Dzieci czytałam. Widzicie, chodzi o to, że jak dobrze pamiętam chciałam przeczytać coś tej autorki. Udałam się nawet do biblioteki i znalazłam na półce Fizię Pończoszankę. Wzięłam ją do ręki i przez kilka chwil patrzyłam w tytuł. I nabrałam niewyjaśnionej odrazy do niego, tak głębokiej, że jej nie pożyczyłam. Wymówcie teraz na głos ten tytuł, a potem złapcie pierwszego z brzegu obcokrajowca i mu go powtórzcie. Jak można było z Pipi zrobić Fizię? Wyszedł z tego tak koszmarny zlepek słów, że nie dałam rady go przełknąć jako dziecko. Od tamtego momentu trzymałam się z dala od książek Astrid. Aż do przypadkowego spotkania z Emilem w Starej Kopalni w Wałbrzychu**.

Jeżeli jeszcze nie znacie przygód Emila, to postarajcie się nadrobić to przeoczenie. Ubawicie się historyjkami i zachwycicie ilustracjami. No chyba. że jesteście z rodu Paszczaków, wtedy nic was nie rozbawi. Nawet wtorek kiedy to Emil wsadził głowę do wazy z rosołem. Ani niedziela kiedy Emil hulał na równinie Hultsfred.
Ani żaden inny dzień, w którym chłopiec psocił. Ale wiecie, kiedyś i tak Emil zostanie przewodniczącym rady gminnej więc można mu wybaczyć to i owo ;) poza tym, to w sumie dobre, wrażliwe dziecko, w dodatku utalentowany rzeźbiarz :) A większość jego psot nie wynika ze złej woli, tylko nieporozumień, czy braku wiedzy. Właściwie, jak mówi Emil - psoty robią się same. Z tego co się orientuję,jego pomysł nigdy się nie powtarzały.

Jeśli już staniecie się fanami psotnika z Lonnerbergi, to możecie wybrać się do Katthult i obejrzeć sobie zagrodę, pójść do słynnej drewutni, czy zobaczyć inscenizację z bohaterami z książek.
Właśnie sobie pomyślałam, że cudownie byłoby zrobić sobie taką literacką wycieczkę po Skandynawii - Dom Muminków, Zagroda Emila, kryminały, Ludzie Lodu. Byłoby co zwiedzać.
Możecie też wysłać sobie list z jego podobizną, albo zakupić kilka zabawek z nim w roli głównej.

Na Emila nigdy nie jest za późno. Zawsze możecie udawać, że kupujecie książkę dziecku, jeżeli należycie do tych nieśmiałych lub do tych z pokaźnym wąsem lub tych co podpierają się laską albo tamtych i owych. Hm, nawet możecie jakiemuś ją sprezentować, jak już wszystko przeczytacie.
Nasza Księgarnia wydała zbiorczo wszystkie opowiadania w jednym tomie. Można nawet znaleźć je w przyzwoitej cenie w sieci.

Astrid Lindgren
Ilon Wikland ilustratorka innych książek Astrid, min. Dzieci z Bullerbyn.
Katthult
zdjęcia z inscenizacji zaczerpnęłam z tego bloga
TUTAJ natomiast możecie zerknąć na innych ilustratorów Astrid

*To taki żart, ofkors, gdyby ktoś miał wątpliwości.
**Czekając na przewodnika przeglądałam książki i wpadł mi w ręce Emil. Zdążyłam przeczytać jedną historię, a potem odkryłam ze zdumieniem, że mam tą książeczkę na swojej półce w domu. Mężowskie wiano.

Komentarze

  1. Jakie cudowne ilustracje! Nie znam tej książki, może na stare lata przeczytam;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czytaj, czytaj. Warto poznać - moim zdaniem oczywiście :)

      Usuń
  2. Mikołajka bardzo lubię, a Emila poznałam kilkanaście lat temu, kiedy notorycznie sięgałam po twórczość Lindgren. Moje wspomnienia są już nieco przykurzone, ale cieszę się niezmiernie, że mam syna, z którym na pewno będę miała możliwość powracania do tak wspaniałych lektur. :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Sanditon

Żyłam do niedawna w błogim przekonaniu, że mam zaliczone wszystkie powieści Jane Austen i jedyne co mi pozostaje, to czytać kilkakrotnie, to co już znam. Jakież było moje zdziwienie, gdy w bibliotece wpadła mi w ręce książka Sanditon podpisana nazwiskiem w/w autorki. Niestety oryginalny rękopis Jane, to zaledwie pierwsze dziesięć rozdziałów i kawałek jedenastego, cała reszta została dopisana przez pewną damę* . Jak ma się, to do odbioru całości? No właśnie, zmiana narratora przebiega płynnie, druga autorka stara się zachować styl oraz zamysł oryginału próbując dociekać dokąd zaprowadziłaby swoich bohaterów Austen. Trzeba przyznać, że wychodzi jej to dość sprawnie i szycia nie widać na pierwszy rzut oka. A na drugi? Już całkiem wyraźnie. Pojawiają się zdania, które Jane nigdy nie włożyłaby w usta swoich bohaterów. To co w oryginale pozostałoby subtelną aluzją, dającą czytelnikowi pole do domysłów, tutaj wykładane jest wprost. Ze zdumieniem przyjmowałam niektóre wydarzenia, tak odb

Tęsknota

 Wiecie, co? Trochę mi tęskno za pisaniem na blogu :) Jestem trochę zmęczona tym szybkim tempem instagrama, gdzie, co chwilę ładują się nowe posty... Może by tak wrócić... Popisać o książkach, o filmach, o życiu...  A tak se marudzę :)

Nawijanie rzeczywistości (02)

Odkąd mam kota czuję się trochę, jak młoda matka, która z palcem dźgającym kupkę zachwala swoje dziecko gościom, gdzieś między obiadem, a deserem. Niestety nie jest to mały kiciuś, od patrzenia na którego oczy robią się mokre i wstępuje w człowieka Elmirka. Jest to KOT. Pewnego dnia przyszedł i został. Czy na zawsze? Nie mam pojęcia, znika czasami na kilka dni. Przypuszczam, że prowadzi podwójne życie i bardziej niż my interesują go zasoby w misce, która stoi w kącie. No cóż. ma on jednak swój urok (oprócz pcheł i ktowieczegotamjeszcze ) jest klasycznie czarny z intensywnie zielonymi oczami. Musiał być przesłodkim kociakiem (wciąż jeszcze jest młodym kotem, ale już nie kiciulkiem). No tak, tutaj co niektórzy się zorientowali, że trochę nakłamałam w pierwszym zdaniu nadużywając słów mam kota . Raczej ten kot ma nas... na uwadze przy ewentualnym wyborze domu. Ale dziś odniosłam mały sukces. Przekonałam kota do pudełka. Sami wiecie, te wszystkie filmiki pokazujące koty w pudełka