Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z grudzień, 2013

Dawno, dawno temu...

Za siedmioma górami, za siedmioma lasami... znacie to? Pewnie, że znacie, tak zaczyna się prawie każda bajka. A gdyby tak wszystkie bajki wrzucić do jednego wora, potrząsać nim długo, a potem wysypać i zobaczyć co wyjdzie? A potem sklejać po kawałku wszystkie historie zmieniając troszkę tu, a troszkę tam. Kto powiedział, że Czerwony Kapturek nie może się przyjaźnić ze Śnieżką, a Mulan przystać do bandy Robin Hooda? No i, czy te wszystkie księżniczki i książęta, byli na prawdę tacy nieskazitelni? Może Zła Królowa wcale nie chciała być Złą Królową, może marzyła o romantycznej miłości i stadku dzieci, tylko po drodze coś nie wyszło, ktoś się nią posłużył do własnych celów? Mniej więcej z takiego szalonego pomysłu wyszli twórcy serialu Dawno, dawno temu... (Once Upon a Time).  W wszystko zaczyna się nie gdzieś, za górami, za lasami, ale w Nowym Jorku. Do drzwi pewnej młodej kobiety puka kilkuletni chłopiec i przedstawia się jej, jako jej ... syn. Mówi coś w stylu: Hej, jestem Henry, a

Ogród Afrodyty

Świątecznej tradycji stało się zadość. Telewizja uraczyła nas Potopem i Panem Wołodyjowskim. Był też Kevin sam w domu, ale jemu mówimy już zdecydowane dość. Za to całkiem przyjemnie oglądało się Pana Wołodyjowskiego w wersji kolorowej. Kiedyś to było aktorstwo. I chociaż sceny walki ciut śmieszą swoją sztucznością, i mimo braku tych wszystkich technik i animacji komputerowych film wciąż się broni się. A jednak w tym roku spojrzałam na niego jakoś inaczej. To znaczy na pana Michała. Bo właściwie dlaczego on się wysadził? Cóż z tego mu przyszło? Czy zakończyło to wojnę? Oj, uczynił z niego Sienkiewicz postać romantyczną, postać Polaka, co to gotów jest do poświęceń tu, teraz i natychmiast. A ja pierwszy raz w życiu zadałam sobie pytanie: po jaką cholerę? Przecież rozsądniej było się poddać, schować honor do kieszeni. Wojna trwała, był więc jeszcze i na zemstę czas. Nie lepiej było spłodzić synów i córki, co by ojczyźnie chwały i chluby dodać? Wychować ich na prawdziwych patriotów? Nie, P

Święta, święta i po świętach

Na czas poświąteczny, świąteczne opowiadanie :) Tego tu jeszcze nie było ;P no to będzie może od czasu do czasu. Palce mnie swędzą, muszę je na klawiaturze obstukiwać. Wesołego Łinter Holidajsa! Dzwonek do drzwi wyrwał Martę z zadumy nad doborem ciasta świątecznego. Zmarszczyła brwi i poirytowana podeszła do videofonu. -          Hej, to ja. Możesz mnie wpuścić? Nie mogę sięgnąć po klucz – usłyszała znajomy głos dochodzący zza gałęzi drzewka, które wypełniało cały obraz. -          Wchodź – wcisnęła automatyczne otwieranie. Drzwi otworzyły się z cichym szelestem, a miły głos z automatu powitał Igora, który ledwo wcisnął się do środka ze swoim nabytkiem. -          Patrz co zdobyłem – powiedział z dumą. Podeszła sceptycznie do drzewka i obmacała je dokładnie. -          No nieźle. Musiałeś strasznie zabulić za ten model. Wygląda całkiem autentycznie. Chociaż igły są trochę krzywo montowane. I mogli dorzucić bardziej intensywny zapach. Nie mów mi tylko, że przeznaczył

Bardzo krótka relacja ze spotkania autorskiego z...

Wrocław doczekał się. Po raz drugi na spotkanie z czytelnikami przybył szanowny pan autor Marcin Bruczkowski. Przybył w związku z wydaniem nowej książki, a przed zgromadzoną publicznością roztoczył widoki sławy pisarskiej. Spotkanie odbyło się pod hasłem: I ty możesz zostać pisarzem! Po krótki kursie, dociekliwych pytaniach i stempelkach, część widowni rozbiegła się pisać swe wiekopomne dzieła, a część udała się z autorem na piwo. Niestety w "przedłużaczu" już nie mogłam wziąć udziału (powód patrz wcześniej ;P). Przy okazji poprzedniego spotkania byłam na takowym, tym większy był mój żal, że nie mogłam pójść. Zostało mi tylko zdjęć kilka. Poniżej trzy. Pomarańczowy namiot - własność autora, przemierzył z nim kawał świata Szybkie podsumowanie kursu. Autor pokazuje, że taaaaaką książkę dzięki naukom napiszemy.    I pięć minut dla fotoreporterów :) Spotkanie zorganizował Empik. Dziękujemy :)