Przejdź do głównej zawartości

Dawno, dawno temu...

Za siedmioma górami, za siedmioma lasami... znacie to? Pewnie, że znacie, tak zaczyna się prawie każda bajka. A gdyby tak wszystkie bajki wrzucić do jednego wora, potrząsać nim długo, a potem wysypać i zobaczyć co wyjdzie? A potem sklejać po kawałku wszystkie historie zmieniając troszkę tu, a troszkę tam. Kto powiedział, że Czerwony Kapturek nie może się przyjaźnić ze Śnieżką, a Mulan przystać do bandy Robin Hooda? No i, czy te wszystkie księżniczki i książęta, byli na prawdę tacy nieskazitelni? Może Zła Królowa wcale nie chciała być Złą Królową, może marzyła o romantycznej miłości i stadku dzieci, tylko po drodze coś nie wyszło, ktoś się nią posłużył do własnych celów?
Mniej więcej z takiego szalonego pomysłu wyszli twórcy serialu Dawno, dawno temu... (Once Upon a Time).
 W wszystko zaczyna się nie gdzieś, za górami, za lasami, ale w Nowym Jorku. Do drzwi pewnej młodej kobiety puka kilkuletni chłopiec i przedstawia się jej, jako jej ... syn. Mówi coś w stylu: Hej, jestem Henry, a ty jesteś moją matką. Musisz udać się ze mną do Storybrook, zagubionego zadupia w lesie, ponieważ jesteś Wybawicielem mającym przerwać klątwę Złej Królowej. Ach, są tam też tam twoi rodzice, których nigdy nie poznałaś - Królewna Śnieżka i Książe Czarujący w skrócie Czaruś. W ogóle to wszyscy mieszkańcy miasteczka, to postacie z bajek przeniesione mocą królowej do USA. Wszyscy mają amnezję i żyją jako zwykli ludzie, z małym wyjątkiem, Mają nieustający Dzień Świataka. Tak, czas tam stanął w miejscu. Co jeszcze powinnaś wiedzieć? Chmm, w podziemiach biblioteki mieszka potwór, parę osób doskonale zdaje sobie sprawę z tego kim są, oj nie ułatwią ci oni życia. Królowa nienawidzi Śnieżki, twojej matki jakbyś zapomniała, świetnie włada magią i wyrywa ludziom serca, co wcale nie jest jednoznaczne z ich zabijaniem. Nikt nie może opuścić miasteczka i nikt, kto w jakikolwiek sposób nie jest z nim połączony, do niego nie trafi. To jak, jedziemy?
Oczywiście, rozmowa ta przebiegała troszkę inaczej i chwilę trwało zanim Henremu udało się namówić Emmę do odwiedzin w Storybrook. Ale kiedy już panna Swan wraz ze swym synem (którego urodziła w więzieniu i oddała do adopcji) dotrą do miasteczka wydarzenia ruszą lawinowo, aż do dnia w którym ruszy również zegar na wieży biblioteki. Nim jednak tak się stanie, przed Emmą, jej nowymi przyjaciółmi, synem i wrogami rozegra się wiele wydarzeń, które postawią wszystko na głowie. Na głowie stawiają też baśnie i bajki retrospekcje, które w serialu toczą się pobocznym torem obok głównych wydarzeń, a które wyjaśniają nam wiele o motywach postępowania zarówno tych złych, jak i tych dobrych. Chociaż tutaj i zło i dobro przeplatają się ze sobą. Nawet Śnieżka ma swoje drapieżne oblicze, że o Czerwonym Kapturku nie wspomnę. Kogo my tu mamy z najbardziej znanych postaci? Chyba wszystkich, dodatkowo pałęta się parę disneyowskich księżniczek, trochę postaci z klasyki baśni/opowieści, ba, jest nawet Doktor Frankenstein. Główne postacie, będące siłą napędową serialu, to oczywiście Emma - Wybawiciel, Zła Królowa- Regina, burmistrz miasteczka, Rumplestiltskin - Pan Gold, właściciel miasteczka, Śnieżka - Mary Margaret, nauczycielka, Książe Czarujący - John Doe / David Nolan - przez długi czas przebywający w śpiączce, hmm, bardzo długi. No i Henry - jako Henry. Z kolejnym odcinkami i sezonami dochodzą kolejni wrogowie i odkrywane są kolejne tajemnice. Na scenę wkracza również ojciec Henrego, kolejna kluczowa postać. Z ważny dla fabuły postaci jest również Kapitan Hook (ach, słodziak, mrau). Ale on pojawia się już dość wcześnie, dopiero później zaczyna odgrywać poważniejszą rolę i przechodzi swoją przemianę. Jak widać postacie nie są jednowymiarowe i sztampowe, mają w sobie życie i na prawdę da się je polubić oraz przejąć ich losami (z wyjątkiem Henrego, który wyjątkowo działa na nerwy).
Serial poleciłabym każdemu, kto lubi zabawę konwencjami, marzył zawsze o tym, żeby trochę namieszać w bajkach i ma w sobie tą odrobinkę dziecka, wystarczającą, by ponownie zanurzyć się do świata opowieści z dzieciństwa. Serial celuje w odbiorców od 15 roku życia (IMO). Wystarczająco już zbuntowanych, by pogodzić się ze zmianą bajkowych postaci, które dobrze zna i chętnie zobaczy w nowej roli. Kod kulturowy jest jasny, przynajmniej dla wszystkich wychowanych chociażby na bajkach Disneya. Wystarczy znać podstawę programową jeśli chodzi o baśnie by dobrze się bawić.
Powyższe mogłoby wystarczyć do tego, by serial dobrze się oglądało, ale oprócz dobrej historii ma jeszcze inne zalety. Rewelacyjnie, tak nie bójmy się tego słowa - rewelacyjnie został zaprojektowany od strony wizualnej i to zarówno jeśli chodzi o scenografię, jak i o kostiumy. Patrząc na stroje z bajkowej strony opowieści siedzę i nie mogę wyjść z podziwu nad sukniami, fryzurami i biżuterią. Szczególnie garderoba Królowej zasługuje na uwagę. Najlepsze jest to, że twórcy sięgnęli w swoich inspiracjach do rękodzieła, np. ślubna biżuteria Śnieżki, to przepięknie wykonany sutasz.

Nie inaczej jest we wnętrzach, ale tutaj odwrotnie, wnętrza współczesne to prawdziwe perełki. W mieszkaniu Śnieżki znajdziemy na ścianach napis: Original Liquid & Paste Grate Polish Black Bird, a całość jest zrobiona w stylu shabby chic z elementami rustykalnymi (albo odwrotnie). Gabinet pani burmistrz utrzymany jest w dwóch kolorach czarnym i białym. Knajpa prowadzona przez Babcię (od Kapturka) ma motywy leśne z zegarem udającym księżyc w pełni. A to tylko podstawowe lokalizacje akcji. Zadziwia mnie zawsze dbałość o szczegóły jeśli chodzi o produkcje filmowe, czy serialowe USA. Postacie zbudowane są wielowarstwowo, nie tylko przez wydarzenia na ekranie ale i otaczający je świat. Nic nie pozostaje zostawione przypadkowi. Nawet jeżeli w pierwszym odcinku coś przewinie się przez ekran możemy być pewni, że nieznaczący detal wróci i okaże się istotny dla dalszej akcji. Musimy się jeszcze wiele nauczyć. Pytanie tylko, czy nasi rodzimi twórcy zaczną kiedyś traktować widza, jako inteligentnego człowieka i doczekamy się dopracowywania szczegółów. Być może, gdy przejdziemy na wyższy etap tworzenia seriali odsuwając na bok wszystkie M jak... itp. Ktoś może zarzucić, że budżet, jakim dysponują nasze telewizje nijak się ma, do telewizji amerykańskich. Proszę mi wierzyć, z małym budżetem też można stworzyć coś ciekawego. Przykład? Najnowsze seriale brytyjskie. Bez efektów ale dobrze zagrane, z inteligentnymi dialogami i ciekawą fabułą. Da się. 


Jest jeszcze jeden aspekt serialu, o którym chciałabym wspomnieć. Nie wiem na ile było to zamierzeniem twórców, a na ile tak im wyszło. Chodzi o magię. Magia jest w tym serialu wszechobecna, używają jej i dobrzy i źli, chociaż ci źli częściej. A mimo to całość historii ma dla mnie wyjątkowo chrześcijański wydźwięk. Gdy dochodzi do ostatecznej walki, to nie czary i magiczne sztuczki przeważają o wygranej, ale decyzje podejmowane przez bohaterów i miłość. Czym więcej nasze postacie zdają się na magię, tym gorzej im się powodzi. To odwaga płynąca z serca i determinacja dają im wolność i są w stanie przełamać klątwę. To miłość powoduje, że źli odnajdują w sobie empatię i gotowi są do poświęceń. A tchórzostwo nie popłaca (prawda Pinokio?).

Nie ukrywam, że serial mnie wciągnął. Nadmieniłam o kilku elementach, które zwróciły moją uwagę, ale można by o nich napisać dużo więcej. Najpierw trzeba to zobaczyć. Jeśli będziecie mieli okazję dajcie szansę Reginie, Mary Margaret i Emmie oraz krasnoludkom i całej reszcie (wspominałam, że Kapitan Hook to niezłe ciacho ;p?).

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Sanditon

Żyłam do niedawna w błogim przekonaniu, że mam zaliczone wszystkie powieści Jane Austen i jedyne co mi pozostaje, to czytać kilkakrotnie, to co już znam. Jakież było moje zdziwienie, gdy w bibliotece wpadła mi w ręce książka Sanditon podpisana nazwiskiem w/w autorki. Niestety oryginalny rękopis Jane, to zaledwie pierwsze dziesięć rozdziałów i kawałek jedenastego, cała reszta została dopisana przez pewną damę* . Jak ma się, to do odbioru całości? No właśnie, zmiana narratora przebiega płynnie, druga autorka stara się zachować styl oraz zamysł oryginału próbując dociekać dokąd zaprowadziłaby swoich bohaterów Austen. Trzeba przyznać, że wychodzi jej to dość sprawnie i szycia nie widać na pierwszy rzut oka. A na drugi? Już całkiem wyraźnie. Pojawiają się zdania, które Jane nigdy nie włożyłaby w usta swoich bohaterów. To co w oryginale pozostałoby subtelną aluzją, dającą czytelnikowi pole do domysłów, tutaj wykładane jest wprost. Ze zdumieniem przyjmowałam niektóre wydarzenia, tak odb

Tęsknota

 Wiecie, co? Trochę mi tęskno za pisaniem na blogu :) Jestem trochę zmęczona tym szybkim tempem instagrama, gdzie, co chwilę ładują się nowe posty... Może by tak wrócić... Popisać o książkach, o filmach, o życiu...  A tak se marudzę :)

Agnieszka Krawczyk "Przylądek wichrów"

Matylda Radwan należy do tych bohaterek Agnieszki Krawczyk, co Sabina i Mila z Magicznego miejsca. Jest oazą spokoju, introwertyczna, lekko wycofana z życia, trzymająca się na uboczu wielkich wydarzeń, z artystyczną duszą. Ciężko określić ile ma lat. Prawdopodobnie coś między 30 a 40 (nawet bliżej 40) - bogata już w życiowe doświadczenie, ale jeszcze pełna nadziei i gotowa na zmiany, które niesie jej los. Od razu widzimy, że na jej barkach cała dylogia by się nie uniosła. Autorka ustawia wokół niej całą gamę bohaterów, których mniej lub więcej polubimy, ale którzy mimo różnego wieku, temperamentów, doświadczenia czy nawet narodowości potrafią zbudować przyjaźń, która ma szansę przetrwać więcej niż jedno lato. Jeżeli do tego dorzucimy piękne okoliczności przyrody, szumiące morskie fale, latarnie, podwodne krajobrazy i tajemnicze wraki, to otrzymamy klimatyczną opowieść z romansem w tle. Ale nie jest to typowo wakacyjny romans, który wybucha nagle i intensywnie w gorące