Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z październik, 2015

Nancy Kress - czyli kiedy Bezsenność staje się zaletą

Hiszpańskich  żebraków wygrzebałam w bibliotece złakniona fantastyki i skuszona nazwiskiem autorki, którą dobrze kojarzyłam, głównie z opowiadań w Fantastyce i Nowej Fantastyce. Pomysł na powieść jest ciekawy. Oto, w wyniku postępowi w genetyce, przyszli rodzice mogą modyfikować DNA swoich przyszłych dzieci. Jedynie możliwości portfela ograniczają cechy, jakie będzie posiadał przyszły potomek. Główna bohaterka - Leisha należy do pierwszej generacji, którą nazwano Bezsennymi, gdyż wyeliminowano u nich całkowicie potrzebę spania. Efektami ubocznymi, których nie przewidzieli naukowcy, jest zwiększona inteligencja oraz niezwykła regeneracja ciała, która sprawia, że Bezsenni praktycznie się nie starzeją. Pierwsza euforia nad geniuszem dzieci szybko zamienia się w mściwość i zazdrość. Są lepsi pod wieloma względami i podczas, gdy znużone społeczeństwo zapada w sen, oni wciąż pracują na swój sukces. Tłem naszej historii są Stany Zjednoczone oplecione siecią nadajników energii Y. Ken

Seriale brytyjskie - czy to jest zjadliwe?

Mam dylemat. Zastanawiam się, czy ten post potraktować zbiorczo, wybiórczo i przekrojowo, czy też ma być wprowadzeniem do świata brytyjskich seriali. W pierwszym przypadku o każdej produkcji, która ciśnie mi się na klawiaturę będę musiała napisać góra pięć zdań (inaczej to będzie najdłuższy wpis w internecie (swoją drogą ciekawe, czy istnieje takie zestawienie najdłuższych wpisów blogowych, hm)). Jeżeli pójdę drugą drogą będzie na pewno krócej, a pozycje, które mam na myśli dostaną swoje własne, osobne wpisy. <myśli, myśli> Po przeanalizowaniu wszystkich za i przeciw (państwo z tylnych rzędów nie zgłaszali uwag proszę więc teraz nie przeszkadzać) postanowiłam nie iść na rekord i nie zanudzić was w jednym wpisie wszystkimi moimi ulubionymi serialami zza Małej Wody (która tym się różni od Wielkiej Wody, że Małą można przepłynąć wpław). ..................................................................................... Wypadałoby zacząć od pytania, jak to wszystko się

Kraina Chichów, czy też: na którą dekadę się załapałam?

Dzisiaj o książce, która jest obecna w moim życiu od... od kiedy ją kupiłam? dostałam? ukradłam? Nie pamiętam kiedy się u mnie pojawiła, czy kupiłam ją w Łodzi, czy w jakimś innym mieście? Po prostu jest. To jedyna książka tego autora jaką posiadam. Wszystkie pozostałe uznałam za niewarte nawet zapamiętania, czy w ogóle je czytałam*. Carroll jest dla mnie odległym echem czasów licealnych, ale jak inne moje miłości z liceum ostygły i zamarły (nie piszę zmarły, gdyż może jeszcze kiedyś do nich wrócę i obudzę z letargu uśpione fascynacje), tak on gdzieś przetrwał. Odcisnął się na mojej psyche kilkoma elementami, które przewijają się przez książkę, a które były niezłą pożywką na moją wyobraźnię. Już otwierając Krainę, zaraz na tytułowej stronie, natykam się na cytat z Nietzschego napisany ołówkiem rozedrganej licealistki " Kiedy spoglądasz w otchłań ona również patrzy na ciebie ". Cóż za banał! - chce się zakrzyknąć ze zgrozą, ale cóż poradzić - młodość durna i chmurna!