Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z czerwiec, 2013

Nazywam się Muszelka

Dziś o książce, która kojarzy mi się z wakacjami, która była ich nieodłącznym elementem, tak, jak to, że gdy przychodziły wakacje pakowałam plecak, wsiadałam w pociąg i jechałam do Cioci. Do miasta, do Cioci jeździłam co roku. Cóż, dla dzieciaka z maleńkiej wioski miasto, to było COŚ! Były tam place zabaw, śliwki mirabelki, działka z tajemniczym dołem na kompost i altanką, kolejne ciocie, specyficzny zapach nagrzanego asfaltu, wieczorne spacery Alejami na Apel Jasnogórski i tysiące innych rzeczy, których nie było na wsi. Najpierw zawoziła mnie mama, potem wsadzała w pociąg lub autobus, a ktoś z rodziny odbierał, a na koniec jeździłam już sama (będąc jeszcze w podstawówce - wiadomo, kiedyś to były inne czasy ;). Ciocia miała wiele pasjonujących skarbów, ale największy z nich znajdował się w schowku - pudło pełne książek, z których kuzynostwo już dawno wyrosło. Z niecierpliwością oczekiwałam zawsze na moment przyniesienia pudła i otwarcia go. Wśród wszystkich książek, jakie tam leżały,