Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z 2016

Sentytmentalna podróż w głąb pamięci

To moje pierwsze i jak dotąd jedyne spotkanie czytelnicze z panią Małgorzatą Gutowską Adamczyk. Przyznam się, że książkę kupiłam oczami. Tak, okładka Kalendarzy jest cudowna! Jeżeli czyta to ktokolwiek, kto decyduje o kolejnej "babie" na okładce, to niech zapamięta: baba z okładki, w portfelu lżej ;) Autor obrazu - Jacek Yerka . Książka jest sentymentalną podróżą do krainy dzieciństwa. Katalizatorem dla wspomnień jest wyprowadzka z rodzinnego domu jednego z synów. Już od pierwszych stron możemy założyć, że to bardzo osobista opowieść, a my jesteśmy tylko obserwatorami, których łaskawie autorka zaprosiła do swojej przeszłości (?). Tak na prawdę przez całą opowieść czułam się, jak intruz, który podgląda życie dziewczynki, jej rodziców i babci. Nie wiem na ile było to zamierzone, ale z kolejnych kartek wiało emocjonalnym chłodem. Snująca się po pustym domu dorosła bohaterka była tak przepełniona melancholią jakby, to nie jeden syn się wyprowadził, ale zniknęli wszyscy ludzi

Wyzwanie na pisanie - nawijanie rzeczywistości (09)

Każdy może pisać. Fakt, że nie każdy powinien, ale ocenę pozostawmy potencjalnym czytelnikom. Na blogu Magdy Kordel, właścicielki Malowniczego z przyległościami ;P, od czasu do czasu organizowana jest akcja pod tytułem: Kto napisze ze mną książkę? Zasady są proste - piszemy opowiadanie na dany temat/tytuł i po jakimś czasie otwieramy przesyłkę z książką, w której zebrane są wszystkie powstałe historie, w tym nasza. Konwencja dowolna, satysfakcja gwarantowana. Nie jest to typowy konkurs z nagrodami. To raczej zabawa dzięki której możemy sprawdzić, czy podołamy napisać chociaż jedno opowiadanie :) Zresztą, co ja się będę rozpisywać! Proszę, TUTAJ wszystkie zasady oraz temat - nietypowy, bo inspiracją są zdjęcia. Fajny pomysł :) Czasu bardzo dużo na decyzję, napisanie i wyszlifowanie. Ktoś chce się pobawić? Wygrywa każdy, kto ukończy swoje dzieło :) Zdjęcia są szalenie inspirujące.

Czas na książki - festiwal w Ząbkowicach

W sobotę, 4 czerwca, w Ząbkowicach Śląskich odbył się II  Festiwal „Czas na Książki”. Około 30 polskich pisarek gościła Biblioteka Miasta i Gminy im. Księgi Henrykowskiej. Organizatorami wydarzenia byli: Sylwia Winnik – portal Czas na książki , Gmina Ząbkowice Śląskie oraz Biblioteka Miasta i Gminy im. Księgi Henrykowskiej w Ząbkowicach Śląskich. Tyle tytułem wprowadzenia.  Skuszona możliwością spotkania z ulubionymi autorkami oraz przekonania się naocznie, jak może wyglądać taki festiwal w małym, dolnośląskim miasteczku, wsiadłam w auto i skierowałam się na południe. Pogoda była piękna, Wzgórza Strzelińskie zapierały dech w piersiach widokami, a poukrywane w dolinach wioseczki rozpościerały swój niezaprzeczalny urok. Już sama podróż była przyjemnością :-) Na miejscu okazało się, że organizatorzy również docenili słońce i przenieśli imprezę przed budynek biblioteki pod klona. Nie wzięli jednak pod uwagę, że ruch, jaki trwa wokół, może trochę utrudniać słyszalność dyskusji.

Iga w poszukiwaniu swojego kawałka błękitu

Nowa książka Krystyny Mirek, to świetny pretekst, żeby w końcu napisać kilka słów o twórczości tej pisarki. Po pierwsze sama autorka jest świetną reklamą swoich książek i dowodem, że wie o czym pisze - jak się bardzo chce to można. A pisze o zwyczajnym życiu, o zwykłych ludziach i uczuciach, które mogą dopaść każdego. Ludziach, których historie może nie kończą się spektakularnym happy endem, ale zostawiają w sercu ciepło i nadzieję, że dopóki sił starcza, dopóki się żyje można wszystko odmienić, pomóc losowi i zmienić bieg swego życia. Czasami ta zmiana, to po prostu spojrzenie na problem z innej strony i znalezienie w trudnej sytuacji pozytywów, które sprawią, że może niewiele się zmieni poza naszym nastawieniem, ale czasami to wystarcza. Większy kawałek nieba , to właśnie taka opowieść - ciepła, życiowa, wzruszająca. Wprawdzie główną osią historii jest Wiktor i Iga, ale wszyscy pozostali są pełnoprawnymi uczestnikami książki. Autorka nie moralizuje, nikogo nie stawia ponad prze

Nadzieje i marzenia - z cyklu Malownicze

Oto leży przede mną najnowsza powieść Magdaleny Kordel. Jeszcze cieplutka, przedpremierowa i niestety już przeczytana. Niestety, ponieważ lekkie pióro autorki, jej poczucie humoru oraz umiejętne budowanie wątków i splatanie ze sobą przeszłości z teraźniejszością sprawiają, że chciałoby się na dłużej zatrzymać w Malowniczym.  Czterysta dwadzieścia stron, to tak akurat na leniwe czytanie weekendowe :) W swojej najświeższej powieści autorka znów sięga po wydarzenia z przeszłości. Nie są one jednak tak dosłownie powiązane z bohaterką, jak to było w Tajemnicy Bzów. Cofamy się aż do roku 1843, by poznać historię pewnej rodziny oraz przekonać się, jak tak odległe wydarzenia mogą mieć wpływ na współczesność. Przyznaję, że rozwiązanie całej intrygi, splecenie ze sobą wątków i postaci było dla mnie sporym zaskoczeniem (przynajmniej w wątku głównym). Swoja drogą, to niesamowite, jak się nad tym zastanowić, jak bardzo nasi przodkowie ukształtowali nasze obecne życie. Szczególnie w kraju takim,

Opowiastki o urwisie, które zrujnowały moje dzieciństwo*

W Lonneberdze mieszkał chłopiec, który miał na imię Emil. Był dziki i uparty, nie tak grzeczny jak ty. Chociaż, należy przyznać, robił miłe wrażenie, kiedy się nie awanturował. Miał okrągłe, niebieskie oczy, okrągłą, rumianą twarz i jasne, kędzierzawe włosy. Wszystko to razem sprawiało, że Emil wyglądał jak prawdziwy aniołek. Ale pozory mylą. Ogłaszam wszem i wobec, że na stare lata zakochałam się w Emilu. Śmiem przy tym twierdzić, że lepiej późno niż wcale, a w ogóle, nie są to opowieści dla dzieci. No może są, ale ta celna ironia i kropla absurdu ukryta w opowiadaniach obnażająca słabości dorosłych raczej nie zostanie wychwycona przez dzieci. Może Emil nie zrobił takiej kariery jak Mikołajek, ale w niczym mu nie ustępuje pola. Widzę tu wiele podobnych analogii - obaj to rezolutni chłopcy, obie postacie stworzone przez genialnych twórców i obie książeczki mają swoich ilustratorów. Charakterystyczna, nonszalancka kreska Sempe jest rozpoznawalna z daleka. Postać Emila stworzył B

Agnieszka Krawczyk - pierwsze spotkanie, magiczna seria

Mgły podniosły się z wolna, a stojącym na tarasie ukazał się nieziemski widok. Przed nimi, aż po las ciągnęła się plantacja róż. Ich upojny zapach wisiał w nieruchomym, letnim powietrzu. Dzień już teraz zapowiadał się upalnie. - Czyż tu nie jest idyllicznie? - zapytał mężczyzna i przyciągnął do siebie kobietę, w której oczach odbijały się róże i niebo. Cały świat w nich tonął, a on wraz z nim. Czym bardziej się w nie wpatrywał, tym bardziej się gubił po tamtej stronie. - A jak ma być? Przecież to Ida - odpowiedziała ze śmiechem i klasnęła w dłonie niczym mała dziewczynka. To właśnie, te drobne, spontaniczne gesty niczym u małej dziewczynki, sprawiły, że się zakochał, a potem oddał jej swoje serce na wieki. A teraz oto stali na tarasie tego dziwacznego, chodź pięknie odnowionego, pałacu i podziwiali swój pierwszy świt jako małżeństwo. - Wybrałaś cudowne miejsce na nasz ślub. A myślałem, że będzie przereklamowane. Uśmiechnęła się zamyślona. - Może moglibyśmy tu zostać na stałe? Sp

Praktykant - komedia z cyklu tych, co to nawet śmieszne, ale jakoś tak nie do końca

Koncepcja jest fajna - starszy pan - Ben, emeryt, wdowiec przystępuje, znudzony swoim życiem, do stażu w młodej, prężnie rozwijającej się firmie internetowej. Ona - Jules, młoda matka, która opiekując się w domu dzieckiem, wpada na genialny pomysł biznesu i już po chwili zatrudnia 200 osób w tym kilku stażystów. On praktykant z doświadczeniem, ona jego szefowa napędzana energią i kawą. Zderzenie dwóch światów jest nieuniknione. Nasz bohater całe życie przepracował w jednej firmie, która drukowała książki telefoniczne i jest dość...hm... analogowy. Wokół niego młodzi ludzie, którzy mają w chmurze wszystko łącznie chyba ze swoimi mózgami. Ale okazuje się, że obie strony mogą nawzajem obdarować się wiedzą i doświadczeniem, które ich wzmocni, nauczy czegoś nowego. Spojrzą na pewne sprawy z innej perspektywy. Ok. Dotąd mamy całkiem zgrabny film. Ale to nie jest taki film. To jest komedia. Całkiem zgrabna komedia. Ale to też nie taki film. Jaki zatem jest to film? Feminizujący. Ta

Sienkiewicza rzucam na stos!

O w mordę jeża nieuczesaną! Pierwszy raz w życiu zdarzyło mi się coś takiego! Urósł mi stosik. Książek oczywiście. Nie raz i nie dwa oglądałam stosiki na blogach i kiwałam nad nimi głową myśląc sobie: E tam, po co to komu, tak książki składować, planować. Lepiej czytać! Czytać! Dopadło i mnie, ale w wydaniu najgorszym z możliwych. Możecie mi nie uwierzyć, ale ten stosik powstał z książek nie planowanych, lecz z takich czytanych. Katastrofa. Wszystkie zaczęte (z wyjątkiem o którym niżej), a ja właśnie skończyłam czytać Lesia Chmielewskiej po raz któryś z kolei, bo mi się ckniło i pomyślałam, że trochę zdrowego śmiechu nie zaszkodzi. Lesio niezawodny, rozbawił mnie do łez, nie raz podczas lektury. Jakbym miała nie pożyczyła na wieki Dzikiego Białka , to bym po nie od razu chwyciła. W podobny sposób utraciłam również Lądowanie w Garwolinie . Jeno Całe zdanie nieboszczyka mi się ostało. Póki co, jednak wstrzymam się i spróbuję nadrobić zaległości. Piękna idea - nadrobić zaległości

Wycieczka do Cranford

Złapałam ostatnio, przeglądając kanały TV (przyznaje się, czasami to robię - biorę do ręki pilota i przeglądam po kolei, czy nie trafię na coś interesującego), końcówkę odcinka serialu, któraż to (końcówka) tak mnie zaintrygowała, że szybko pobiegłam poszukać w sieci całości. Tytuł też brzmiał znajomo - Cranford. I nic dziwnego, bo to była adaptacja powieści Elizabeth Gaskell Panie z Cranford. Fantastycznie zekranizowana opowieść o życiu małego miasteczka, trochę skostniałego w swoich poglądach i trochę zakurzonego ale jakże uroczego! Powyższe słowa zapisałam kilka miesięcy temu. Od tamtego czasu upłynęło sporo wody w Odrze oraz Widawie (do tej teraz mam bliżej). Wspomnienia zdążyły mi się trochę zatrzeć, serial został zablokowany na youtubie (buu), a ja w międzyczasie wyjęłam z kosza z odpadami, w jakimś markecie, książkę pani Gaskell Panie z Cranford . Po przeczytaniu której jestem pełna podziwu, że twórcom scenariusza udało się tak ładnie poskładać, z rwanej historii książkowej,

Przebudzenie nadziei

Czy warto pisać o nowych Gwiezdnych Wojnach, gdy już chyba wszędzie i wszyscy się o nich rozpisali? Może wystarczy jedno słowo: widziałam. Bo cóż odkrywczego mogę napisać. Zapewne nic, ale i tak pozwolę sobie skreślić kilka zdań. Inaczej nie byłabym sobą. W końcu to Star Wars! Pierwsza trylogia ukształtowała moją wizję wszechświata. O niczym tak nie marzyłam w dzieciństwie, jak o pilotowaniu myśliwca. Dobra, Sokół Millenium, też mógłby być :) Zasiadłam w kinowym fotelu podekscytowana, jak dziecko. Zaczęło się dobrze. Tak, jak powinno. Z muzyką, wprowadzeniem, flotą kosmiczną ciemnej strony mocy. Wraki po poprzedniej wojnie przykryte piaskami pustyni robiły wrażenie. No i dobrze pozostało. Czym dłużej siedziałam w kinie, tym bardziej uchodził ze mnie cały entuzjazm i radość z przeżywania kolejnej przygody ze świata SW. Z każdą kolejną sceną miałam wrażenie, że oglądam jakiś rimejk części IV tylko z nowymi bohaterami. Postacie zostały zbudowane tak samo, tylko dostały inny wygląd.