W sobotę, 4 czerwca, w Ząbkowicach Śląskich odbył się II Festiwal „Czas na Książki”. Około 30 polskich pisarek gościła Biblioteka
Miasta i Gminy im. Księgi Henrykowskiej.
Organizatorami wydarzenia byli: Sylwia Winnik – portal Czas na książki , Gmina Ząbkowice Śląskie oraz Biblioteka Miasta i Gminy im. Księgi Henrykowskiej w Ząbkowicach Śląskich.
Tyle tytułem wprowadzenia.
Skuszona możliwością spotkania z ulubionymi autorkami oraz przekonania się naocznie, jak może wyglądać taki festiwal w małym, dolnośląskim miasteczku, wsiadłam w auto i skierowałam się na południe.
Pogoda była piękna, Wzgórza Strzelińskie zapierały dech w piersiach widokami, a poukrywane w dolinach wioseczki rozpościerały swój niezaprzeczalny urok. Już sama podróż była przyjemnością :-)
Na miejscu okazało się, że organizatorzy również docenili słońce i przenieśli imprezę przed budynek biblioteki pod klona. Nie wzięli jednak pod uwagę, że ruch, jaki trwa wokół, może trochę utrudniać słyszalność dyskusji. Zaczęło się więc poszukiwanie nagłośnienia. Na szczęście udało się załatwić mikrofon z głośnikiem i można było kontynuować panel dyskusyjny.
Tak na marginesie, chyba Wrocław przyzwyczaił mnie do przestrzeni deptakowych, bo zawsze w mniejszych miasteczkach jestem lekko zdziwiona, że zabytkowe rynki służą głównie za parkingi i drogi przejazdowe.
No dobrze, ale jakie wrażenia? - zapytacie. Otóż... generalnie pozytywne. Dość to niezwykłe, że tylu świetnym autorkom chce się jechać prawie na kraniec Polski na festiwal literatury, gdzie więcej jest piszących niż fanów. Chociaż przypuszczam, że wymiana doświadczeń i rozmowy między paniami muszą mieć równie duże znaczenie, jak spotkanie z czytelnikami. Piszę panie, ale to nie jest tak, że panowie mają wstęp wzbroniony na festiwal. Wręcz przeciwnie, jak zapewniają organizatorzy.
Miło było posłuchać skąd autorki czerpią inspiracje do książek, jak wygląda proces wydawniczy i, czy trudno jest debiutować. Podsumowując można by stwierdzić, że ile autorek, tyle stylów tworzenia książek. Daleko nam do USA, gdzie profesjonalne szkoły pisania tworzą kolejnych pisarzy.
Dla mnie najbardziej interesująca była dyskusja o okładkach. Jako grafik doskonale wiem, że w każdej firmie wszechmogący jest dział marketingu i nawet świetny, wypracowany wieloma godzinami projekt może pójść do kosza, gdy marketing stwierdzi, że jest nie sprzedażowy (ich zdaniem oczywiście, bo zachowawczość i powtarzanie utartych schematów czasami szkodzi, gdyż prędzej, czy później ktoś się wyłamie i wtedy następuje zwrot i wszyscy podążają za nowym trendem - to tak na marginesie, bo to długi temat). W przypadku okładek, obecnie w literaturze obyczajowej (ale chyba nie tylko), mamy wysyp postaci kobiecych. Jak to powiedziała Magda Kordel przywołując słowa, jakie zasłyszała - baba na okładce musi być. No właśnie, musi? Nie jestem do końca przekonana, być może też nie jestem targetem docelowym, mimo, że sięgam po literaturę polską obyczajową. Ale drażni mnie niemiłosiernie, że bardzo często okładka ma się nijak do treści zawartej w książce. Jeżeli czytam cykl poświęcony jednej bohaterce, to nie podoba mi się również, że na każdym kolejnym tomie ilustruje ją inne zdjęcie. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że łatwiej i szybciej znaleźć zdjęcie w banku, niż zrobić sesję fotograficzną przemyślaną pod konkretny tytuł. Tym bardziej, że duże wydawnictwa raczej nie będą dopieszczać każdego tytułu. Dla nas czytelników, książka którą kupujemy jest niezwykła, ale dla marketingu, to towar, który trzeba sprzedać.
Ale czy to na pewno oznacza, że okładki muszą być tak przewidywalne?
Jako ciekawostkę natomiast napiszę, że stojąc przed stoiskiem z książkami i musząc wybrać coś na już i teraz, kierując się okładką, zaintrygowała mnie książka, która nie ma baby, ma za to na froncie reprodukcje Jacka Yerki.
Dużym, nie tylko dla mnie, bo słyszałam komentarze innych fanek, błędem były identyfikatory z napisem AUTOR, jakie dostały wszystkie pisarki. Kilka pań kojarzyłam, natomiast pozostałe były dla mnie incognito, co było niesprawiedliwe ponieważ przypuszczalnie znając ich imiona i nazwiska mogłabym dopasować do nich ich twórczość, co ułatwiłoby na przykład nawiązanie rozmowy.
Na przyszłość organizatorzy powinni rozważyć, czy jednak identyfikatory z imieniem i nazwiskiem nie byłyby lepszym rozwiązaniem. Dobrze by też było, by przemiła prowadząca dyskusje po prostu przedstawiła po kolei wszystkich autorów wraz z krótkim biogramem twórczym i tytułami książek. Ba, nawet bym sugerowała, by te książki miała na podorędziu by łatwiej można było skojarzyć twarz z literaturą. Pisarki były mniej lub bardziej znane, z większą i mniejszą ilością książek na koncie i na prawdę nie sposób kojarzyć wszystkich twarzy, tym bardziej, że ja jako czytelnik bardziej przykładam wagę do tego co czytam, niż jak wygląda osoba pisząca.
O tablicach z wydrukami, gdzie byłyby zdjęcia plus okładki i krótka notka już nie śmiem marzyć :) Co oczywiście nasuwa mi też myśl, że przy okazji przydałaby się jakaś mała chociaż wystawa nawiązująca do tematu festiwalu. Tutaj dochodzimy do punktu kolejnego - zbyt ubogi program. Decydując się na wycieczkę do Ząbkowic jechałam w ciemno ponieważ nigdzie nie mogłam znaleźć informacji, jakie są punkty programu - szczegółowo, bo ogólnie mniej więcej było tyle co na plakacie.
Wolna sobota, stosunkowo niewielka odległość - 80 km, to nie jest aż tak dużo, jak dla mnie, własny transport - to zdecydowało, że zaryzykowałam.
I zdecydowanie podzieliłabym spotkanie. Panel dyskusyjny + spotkanie z czytelnikami, czas na zdjęcia i podpisywanie książek (jakiś stolik, żeby nie było robienia wpisów na szybko na kolanie?). Oczywiście łatwo jest się mądrzyć z perspektywy widza :) A przecież była jeszcze gala - na którą nie zostałam.
Jedno mogę napisać panie autorki były fantastyczne - wszystkie bez wyjątku :) Mamy mocną ekipę kobiet piszących (a to przecież zaledwie część) i każdy może znaleźć coś dla siebie. Oprócz moich ulubionych pisarek zwróciłam uwagę na kilka nazwisk, z którymi zamierzam się bliżej zapoznać. I czekam na trzecią edycję festiwalu :) chętnie wybiorę się ponownie.
No i mam jeszcze jedno małe marzenie, ale o tym cicho sza... :)
Dziękuję organizatorom za chciejstwo i życzliwość, autorką za przybycie i wzruszenia, których nam dostarczają, a na koniec kilka zdjęć :)
Tak miło na widok obiektywu potrafi się uśmiechać tylko Krystyna Mirek :)
Poniżej Krystyna Mirek, Renata Kosin oraz Agnieszka Walczak-Chojecka
Gorąca dyskusja trwa
GPS, który prowadzi mnie do celu, w moim wydaniu wygląda tak :)
Pani Magdo, bardzo czekam na retro powieść, uważam, że będzie rewelacyjna :)
Słynna krzywa wieża. Wciąż jej nie zwiedziłam, co jest o tyle dziwne, że przez Ząbkowice przejeżdżaliśmy mnóstwo razy i okolice mamy dość dobrze zwiedzoną, a samo miasto zawsze nam umykało bokiem. Okazuje się, że to był błąd, bo to jedno z ładniejszych miasteczek Dolnego Śląska i na pewno wrócę do niego z mężem jeszcze w tym roku :) Mąż jeszcze o tym nie wie, ale się dowie, jak przeczyta ten wpis :P
Siedziba biblioteki :) Stylowo, czyż nie?
strona facebook wydarzenia
biblioteka Ząbkowice
czas na książki
Organizatorami wydarzenia byli: Sylwia Winnik – portal Czas na książki , Gmina Ząbkowice Śląskie oraz Biblioteka Miasta i Gminy im. Księgi Henrykowskiej w Ząbkowicach Śląskich.
Tyle tytułem wprowadzenia.
Skuszona możliwością spotkania z ulubionymi autorkami oraz przekonania się naocznie, jak może wyglądać taki festiwal w małym, dolnośląskim miasteczku, wsiadłam w auto i skierowałam się na południe.
Pogoda była piękna, Wzgórza Strzelińskie zapierały dech w piersiach widokami, a poukrywane w dolinach wioseczki rozpościerały swój niezaprzeczalny urok. Już sama podróż była przyjemnością :-)
Na miejscu okazało się, że organizatorzy również docenili słońce i przenieśli imprezę przed budynek biblioteki pod klona. Nie wzięli jednak pod uwagę, że ruch, jaki trwa wokół, może trochę utrudniać słyszalność dyskusji. Zaczęło się więc poszukiwanie nagłośnienia. Na szczęście udało się załatwić mikrofon z głośnikiem i można było kontynuować panel dyskusyjny.
Tak na marginesie, chyba Wrocław przyzwyczaił mnie do przestrzeni deptakowych, bo zawsze w mniejszych miasteczkach jestem lekko zdziwiona, że zabytkowe rynki służą głównie za parkingi i drogi przejazdowe.
No dobrze, ale jakie wrażenia? - zapytacie. Otóż... generalnie pozytywne. Dość to niezwykłe, że tylu świetnym autorkom chce się jechać prawie na kraniec Polski na festiwal literatury, gdzie więcej jest piszących niż fanów. Chociaż przypuszczam, że wymiana doświadczeń i rozmowy między paniami muszą mieć równie duże znaczenie, jak spotkanie z czytelnikami. Piszę panie, ale to nie jest tak, że panowie mają wstęp wzbroniony na festiwal. Wręcz przeciwnie, jak zapewniają organizatorzy.
Miło było posłuchać skąd autorki czerpią inspiracje do książek, jak wygląda proces wydawniczy i, czy trudno jest debiutować. Podsumowując można by stwierdzić, że ile autorek, tyle stylów tworzenia książek. Daleko nam do USA, gdzie profesjonalne szkoły pisania tworzą kolejnych pisarzy.
Dla mnie najbardziej interesująca była dyskusja o okładkach. Jako grafik doskonale wiem, że w każdej firmie wszechmogący jest dział marketingu i nawet świetny, wypracowany wieloma godzinami projekt może pójść do kosza, gdy marketing stwierdzi, że jest nie sprzedażowy (ich zdaniem oczywiście, bo zachowawczość i powtarzanie utartych schematów czasami szkodzi, gdyż prędzej, czy później ktoś się wyłamie i wtedy następuje zwrot i wszyscy podążają za nowym trendem - to tak na marginesie, bo to długi temat). W przypadku okładek, obecnie w literaturze obyczajowej (ale chyba nie tylko), mamy wysyp postaci kobiecych. Jak to powiedziała Magda Kordel przywołując słowa, jakie zasłyszała - baba na okładce musi być. No właśnie, musi? Nie jestem do końca przekonana, być może też nie jestem targetem docelowym, mimo, że sięgam po literaturę polską obyczajową. Ale drażni mnie niemiłosiernie, że bardzo często okładka ma się nijak do treści zawartej w książce. Jeżeli czytam cykl poświęcony jednej bohaterce, to nie podoba mi się również, że na każdym kolejnym tomie ilustruje ją inne zdjęcie. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że łatwiej i szybciej znaleźć zdjęcie w banku, niż zrobić sesję fotograficzną przemyślaną pod konkretny tytuł. Tym bardziej, że duże wydawnictwa raczej nie będą dopieszczać każdego tytułu. Dla nas czytelników, książka którą kupujemy jest niezwykła, ale dla marketingu, to towar, który trzeba sprzedać.
Ale czy to na pewno oznacza, że okładki muszą być tak przewidywalne?

Dużym, nie tylko dla mnie, bo słyszałam komentarze innych fanek, błędem były identyfikatory z napisem AUTOR, jakie dostały wszystkie pisarki. Kilka pań kojarzyłam, natomiast pozostałe były dla mnie incognito, co było niesprawiedliwe ponieważ przypuszczalnie znając ich imiona i nazwiska mogłabym dopasować do nich ich twórczość, co ułatwiłoby na przykład nawiązanie rozmowy.
Na przyszłość organizatorzy powinni rozważyć, czy jednak identyfikatory z imieniem i nazwiskiem nie byłyby lepszym rozwiązaniem. Dobrze by też było, by przemiła prowadząca dyskusje po prostu przedstawiła po kolei wszystkich autorów wraz z krótkim biogramem twórczym i tytułami książek. Ba, nawet bym sugerowała, by te książki miała na podorędziu by łatwiej można było skojarzyć twarz z literaturą. Pisarki były mniej lub bardziej znane, z większą i mniejszą ilością książek na koncie i na prawdę nie sposób kojarzyć wszystkich twarzy, tym bardziej, że ja jako czytelnik bardziej przykładam wagę do tego co czytam, niż jak wygląda osoba pisząca.
O tablicach z wydrukami, gdzie byłyby zdjęcia plus okładki i krótka notka już nie śmiem marzyć :) Co oczywiście nasuwa mi też myśl, że przy okazji przydałaby się jakaś mała chociaż wystawa nawiązująca do tematu festiwalu. Tutaj dochodzimy do punktu kolejnego - zbyt ubogi program. Decydując się na wycieczkę do Ząbkowic jechałam w ciemno ponieważ nigdzie nie mogłam znaleźć informacji, jakie są punkty programu - szczegółowo, bo ogólnie mniej więcej było tyle co na plakacie.
Wolna sobota, stosunkowo niewielka odległość - 80 km, to nie jest aż tak dużo, jak dla mnie, własny transport - to zdecydowało, że zaryzykowałam.
I zdecydowanie podzieliłabym spotkanie. Panel dyskusyjny + spotkanie z czytelnikami, czas na zdjęcia i podpisywanie książek (jakiś stolik, żeby nie było robienia wpisów na szybko na kolanie?). Oczywiście łatwo jest się mądrzyć z perspektywy widza :) A przecież była jeszcze gala - na którą nie zostałam.
Jedno mogę napisać panie autorki były fantastyczne - wszystkie bez wyjątku :) Mamy mocną ekipę kobiet piszących (a to przecież zaledwie część) i każdy może znaleźć coś dla siebie. Oprócz moich ulubionych pisarek zwróciłam uwagę na kilka nazwisk, z którymi zamierzam się bliżej zapoznać. I czekam na trzecią edycję festiwalu :) chętnie wybiorę się ponownie.
No i mam jeszcze jedno małe marzenie, ale o tym cicho sza... :)
Dziękuję organizatorom za chciejstwo i życzliwość, autorką za przybycie i wzruszenia, których nam dostarczają, a na koniec kilka zdjęć :)
Tak miło na widok obiektywu potrafi się uśmiechać tylko Krystyna Mirek :)
Poniżej Krystyna Mirek, Renata Kosin oraz Agnieszka Walczak-Chojecka
Gorąca dyskusja trwa
Franki :) W końcu Ząbkowice to niegdyś Frankenstein
Krystyna Mirek i Magda Kordel, pozytywnie nakręcone autorki :)Pani Magdo, bardzo czekam na retro powieść, uważam, że będzie rewelacyjna :)
Słynna krzywa wieża. Wciąż jej nie zwiedziłam, co jest o tyle dziwne, że przez Ząbkowice przejeżdżaliśmy mnóstwo razy i okolice mamy dość dobrze zwiedzoną, a samo miasto zawsze nam umykało bokiem. Okazuje się, że to był błąd, bo to jedno z ładniejszych miasteczek Dolnego Śląska i na pewno wrócę do niego z mężem jeszcze w tym roku :) Mąż jeszcze o tym nie wie, ale się dowie, jak przeczyta ten wpis :P
Siedziba biblioteki :) Stylowo, czyż nie?
strona facebook wydarzenia
biblioteka Ząbkowice
czas na książki
Fajna relacja;) Wydarzenie musiało być interesujące. Sama chętnie przeszłabym się na coś takiego. Nie wiedziałam, że aż tak trudno jest "przepchnąć" dobrą okładkę. Myślałam, że to kwestia braku wyobraźni grafików. Wielka szkoda.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że za rok znów będzie okazja :) Może nawet jakiś pan się zaplącze do tego grona szanownych autorek :P
UsuńA jeśli chodzi o okładki podejrzewałam, że możne to tak wyglądać, wkurza mnie tylko to iście na łatwiznę z babami na frontach. A najbardziej nie lubię braku spójności okładki z treścią. Co ciekawe np. kryminały, szczególnie skandynawskie mają okładki powiązane i ciekawsze. Może to wymóg licencji?