Mgły podniosły się z wolna, a stojącym na tarasie ukazał się nieziemski widok. Przed nimi, aż po las ciągnęła się plantacja róż. Ich upojny zapach wisiał w nieruchomym, letnim powietrzu. Dzień już teraz zapowiadał się upalnie.
- Czyż tu nie jest idyllicznie? - zapytał mężczyzna i przyciągnął do siebie kobietę, w której oczach odbijały się róże i niebo. Cały świat w nich tonął, a on wraz z nim. Czym bardziej się w nie wpatrywał, tym bardziej się gubił po tamtej stronie.
- A jak ma być? Przecież to Ida - odpowiedziała ze śmiechem i klasnęła w dłonie niczym mała dziewczynka. To właśnie, te drobne, spontaniczne gesty niczym u małej dziewczynki, sprawiły, że się zakochał, a potem oddał jej swoje serce na wieki. A teraz oto stali na tarasie tego dziwacznego, chodź pięknie odnowionego, pałacu i podziwiali swój pierwszy świt jako małżeństwo.
- Wybrałaś cudowne miejsce na nasz ślub. A myślałem, że będzie przereklamowane.
Uśmiechnęła się zamyślona.
- Może moglibyśmy tu zostać na stałe? Spójrz ile ludzi odnalazło tu swoje miejsce. Mossakowscy, Sabina, Marek... nawet ta warszawianka... Katia.
- Muszę cię rozczarować, ale nasza historia pisze się zupełnie gdzie indziej. Daj się porwać Idzie, ale pamiętaj, że ta bajka się kiedyś skończy i trzeba będzie wrócić do rzeczywistości.
- Och, to nie będzie łatwe. Jestem tu zaledwie cztery dni, a czuję się jak w domu. Jakby to miejsce należało do mnie, a ja do niego.
- Bo tak jest. Ono należy do każdego kto zechce je odwiedzić. Drugiego tak przyjaznego, pełnego aromatów, magi i spełnionych pragnień nie ma nigdzie.
- Zdążyłam się nawet zaprzyjaźnić ze wszystkimi, a przecież ledwo co się poznaliśmy.
- Odnalazłaś w nich swoje bratnie dusze. Jak to mówiła Ania z Zielonego Wzgórza?
- Znają Józefa.
- Właśnie.
- To jak gotowa? - objął ją śmiejąc się i zanurzył twarz w jej gęstwinie rudych loków.
- Na co? - zapytała przekrzywiając przekornie głowę niczym ciekawski ptak siedzący na gałęzi.
- Na życie! Zabawę! Na nową przygodę!
- Oczywiście. Ale ... wrócimy tu kiedyś?
- Wrócimy, w końcu obiecałaś Loli. Zapomniałaś już?
- Lola... dziwna dziewczyna, ale to dobre dziecko, które się tylko trochę pogubiło.
- Chodź najdroższa do środka. Niedługo obudzą się goście, a my tu stoimy w piżamach. Lepiej, żeby nas tak nie przyłapali.
- Masz rację - zaśmiała się. - Szczególnie dla panny Rojas to może być szokiem. Ona jest taka dystyngowana.
- W przeciwieństwie do swojej siostry Carmen - popatrzyli na siebie i wybuchnęli śmiechem przypominając sobie Carmen, która niczym kolorowy ptak sfrunęła wprost w środek przyjęcia z wielką wazą ponczu i jakoś od tego momentu goście zaczęli być bardziej wylewni.
Gdy tylko zniknęli objęci w drzwiach pałacu, na tarasie pojawiły się mgliste postacie - dobre duchy tego miejsca. Przycupnęły na chwilę, a potem dały się ponieść zefirkowi, który się obudził. Poleciały nad Dolinę Mgieł i Róż, musnęły Jezioro Szczęścia i zakręciły się po Ogrodzie księżycowym - odwiedziły wszystkie magiczne miejsca. A wszędzie, gdzie były pozostawał po nich delikatny zapach kwiatów i ziół. Jedyna w swoim rodzaju mieszanka z manufaktury hrabiny Tyczyńskiej.
Ja swoją przygodę z tą serią rozpoczęłam od tomu II - Doliny, ba, nawet nie wiedziałam, że to część większej całości. O dziwo nie czułam się niedoinformowana, ani skołowana. Autorka nakreśliła zgrabnie historię Sabiny przesuwając trochę na dalszy plan postacie z pierwszego tomu, ale nie na tyle, żeby i ich nie polubić. W zasadzie każdy tom ma swoich głównych bohaterów. Postać, na której skupia się uwaga. Co nie znaczy, że pozostałe nie mają nic do powiedzenia.
Potem przeczytałam tom pierwszy - zupełnym przypadkiem znajoma w pracy o nim opowiadała i miałam wrażenie, że mówimy o tej samej książce, ale się okazało, że nie, bo o dwóch różnych :) no i wtedy zorientowałam się, że jest więcej Idy.
Bohaterowie - jeden z mocniejszych punktów książek. Każda postać niepowtarzalna i konsekwentnie wykreowana. Dzięki temu łatwiej ich polubić, nawet jeśli mają wady. Jedyne czego się czepiłam, to ta ich pierdziołowatość. Większość, to ludzie po trzydziestce, a z zachowania, sposobie prowadzenia rozmów można by im spokojnie dać o dekadę więcej. Nawet jeśli są spontaniczni, to trzymają się swoich ram. Ale za to idealnie pasują do Idy. Bo Ida, to takie miejsce zagubione trochę w czasie i przestrzeni, nadążające przy tym za nowoczesnością ale ze szczyptą nostalgii.
Miejsce - mała miejscowość, gdzieś na Podlasiu (tutaj nie mam pewności, ale jakoś tam mi pasowała) z pałacem, ekscentryczną hrabiną tworzącą perfumy, lokalnymi problemami, popem i księdzem. Mała dygresja - żona popa ma piękne imię Iwana, ale uparcie nazywana jest przez przyjaciół Aśką.
Książek, w których jest motyw ucieczki z miasta na wieś, szukania swojego miejsca itp. jest całe mnóstwo. Jedne gorsze, drugie lepsze - ta należy to tej drugiej kategorii :).
Po przeczytaniu całej serii jedno mogę powiedzieć - pani Agnieszka Krawczyk ląduje na moje półeczce z książkami obyczajowymi i dołącza tym samym do grona polskich autorek, które czyta mi się z przyjemnością. Jako, że nie przepadam za kryminałami (wyjątek robiłam zawsze tylko dla niezastąpionej Joanny Chmielewskiej) nie miałam jeszcze przyjemności zapoznać się z książkami z tej kategorii pisarki. Jak będę miała okazję, to pewnie do nich zerknę.
Z ciekawostek - bardzo spodobał mi się motyw ogrodu księżycowego. Idea białych roślin oraz rozkwitających nocą z trelem słowika w tle jest bardzo kusząca.
- Czyż tu nie jest idyllicznie? - zapytał mężczyzna i przyciągnął do siebie kobietę, w której oczach odbijały się róże i niebo. Cały świat w nich tonął, a on wraz z nim. Czym bardziej się w nie wpatrywał, tym bardziej się gubił po tamtej stronie.
- A jak ma być? Przecież to Ida - odpowiedziała ze śmiechem i klasnęła w dłonie niczym mała dziewczynka. To właśnie, te drobne, spontaniczne gesty niczym u małej dziewczynki, sprawiły, że się zakochał, a potem oddał jej swoje serce na wieki. A teraz oto stali na tarasie tego dziwacznego, chodź pięknie odnowionego, pałacu i podziwiali swój pierwszy świt jako małżeństwo.
- Wybrałaś cudowne miejsce na nasz ślub. A myślałem, że będzie przereklamowane.
Uśmiechnęła się zamyślona.
- Może moglibyśmy tu zostać na stałe? Spójrz ile ludzi odnalazło tu swoje miejsce. Mossakowscy, Sabina, Marek... nawet ta warszawianka... Katia.
- Muszę cię rozczarować, ale nasza historia pisze się zupełnie gdzie indziej. Daj się porwać Idzie, ale pamiętaj, że ta bajka się kiedyś skończy i trzeba będzie wrócić do rzeczywistości.
- Och, to nie będzie łatwe. Jestem tu zaledwie cztery dni, a czuję się jak w domu. Jakby to miejsce należało do mnie, a ja do niego.
- Bo tak jest. Ono należy do każdego kto zechce je odwiedzić. Drugiego tak przyjaznego, pełnego aromatów, magi i spełnionych pragnień nie ma nigdzie.
- Zdążyłam się nawet zaprzyjaźnić ze wszystkimi, a przecież ledwo co się poznaliśmy.
- Odnalazłaś w nich swoje bratnie dusze. Jak to mówiła Ania z Zielonego Wzgórza?
- Znają Józefa.
- Właśnie.
- To jak gotowa? - objął ją śmiejąc się i zanurzył twarz w jej gęstwinie rudych loków.
- Na co? - zapytała przekrzywiając przekornie głowę niczym ciekawski ptak siedzący na gałęzi.
- Na życie! Zabawę! Na nową przygodę!
- Oczywiście. Ale ... wrócimy tu kiedyś?
- Wrócimy, w końcu obiecałaś Loli. Zapomniałaś już?
- Lola... dziwna dziewczyna, ale to dobre dziecko, które się tylko trochę pogubiło.
- Chodź najdroższa do środka. Niedługo obudzą się goście, a my tu stoimy w piżamach. Lepiej, żeby nas tak nie przyłapali.
- Masz rację - zaśmiała się. - Szczególnie dla panny Rojas to może być szokiem. Ona jest taka dystyngowana.
- W przeciwieństwie do swojej siostry Carmen - popatrzyli na siebie i wybuchnęli śmiechem przypominając sobie Carmen, która niczym kolorowy ptak sfrunęła wprost w środek przyjęcia z wielką wazą ponczu i jakoś od tego momentu goście zaczęli być bardziej wylewni.
Gdy tylko zniknęli objęci w drzwiach pałacu, na tarasie pojawiły się mgliste postacie - dobre duchy tego miejsca. Przycupnęły na chwilę, a potem dały się ponieść zefirkowi, który się obudził. Poleciały nad Dolinę Mgieł i Róż, musnęły Jezioro Szczęścia i zakręciły się po Ogrodzie księżycowym - odwiedziły wszystkie magiczne miejsca. A wszędzie, gdzie były pozostawał po nich delikatny zapach kwiatów i ziół. Jedyna w swoim rodzaju mieszanka z manufaktury hrabiny Tyczyńskiej.
-------------------------------------------------------------------------------------------
Właściwie w powyższej scence opisałam wszystko, co chciałabym powiedzieć o cyklu Agnieszki Krawczyk poświęconego Idzie i jej mieszkańcom.Ja swoją przygodę z tą serią rozpoczęłam od tomu II - Doliny, ba, nawet nie wiedziałam, że to część większej całości. O dziwo nie czułam się niedoinformowana, ani skołowana. Autorka nakreśliła zgrabnie historię Sabiny przesuwając trochę na dalszy plan postacie z pierwszego tomu, ale nie na tyle, żeby i ich nie polubić. W zasadzie każdy tom ma swoich głównych bohaterów. Postać, na której skupia się uwaga. Co nie znaczy, że pozostałe nie mają nic do powiedzenia.
Potem przeczytałam tom pierwszy - zupełnym przypadkiem znajoma w pracy o nim opowiadała i miałam wrażenie, że mówimy o tej samej książce, ale się okazało, że nie, bo o dwóch różnych :) no i wtedy zorientowałam się, że jest więcej Idy.
Bohaterowie - jeden z mocniejszych punktów książek. Każda postać niepowtarzalna i konsekwentnie wykreowana. Dzięki temu łatwiej ich polubić, nawet jeśli mają wady. Jedyne czego się czepiłam, to ta ich pierdziołowatość. Większość, to ludzie po trzydziestce, a z zachowania, sposobie prowadzenia rozmów można by im spokojnie dać o dekadę więcej. Nawet jeśli są spontaniczni, to trzymają się swoich ram. Ale za to idealnie pasują do Idy. Bo Ida, to takie miejsce zagubione trochę w czasie i przestrzeni, nadążające przy tym za nowoczesnością ale ze szczyptą nostalgii.
Miejsce - mała miejscowość, gdzieś na Podlasiu (tutaj nie mam pewności, ale jakoś tam mi pasowała) z pałacem, ekscentryczną hrabiną tworzącą perfumy, lokalnymi problemami, popem i księdzem. Mała dygresja - żona popa ma piękne imię Iwana, ale uparcie nazywana jest przez przyjaciół Aśką.
Książek, w których jest motyw ucieczki z miasta na wieś, szukania swojego miejsca itp. jest całe mnóstwo. Jedne gorsze, drugie lepsze - ta należy to tej drugiej kategorii :).
Po przeczytaniu całej serii jedno mogę powiedzieć - pani Agnieszka Krawczyk ląduje na moje półeczce z książkami obyczajowymi i dołącza tym samym do grona polskich autorek, które czyta mi się z przyjemnością. Jako, że nie przepadam za kryminałami (wyjątek robiłam zawsze tylko dla niezastąpionej Joanny Chmielewskiej) nie miałam jeszcze przyjemności zapoznać się z książkami z tej kategorii pisarki. Jak będę miała okazję, to pewnie do nich zerknę.
Z ciekawostek - bardzo spodobał mi się motyw ogrodu księżycowego. Idea białych roślin oraz rozkwitających nocą z trelem słowika w tle jest bardzo kusząca.
Komentarze
Prześlij komentarz