Przejdź do głównej zawartości

Nawijanie rzeczywistości (03)


Macie czasami chęć na dobry uczynek? Ale nie taki dobry-dobry, tylko taki a-niech-wam-już-będzie-znajcie-łaskę. Na przykład wspieracie rozdających biorąc ich ulotki. I chociaż z każdą wziętą ulotką macie świadomość kolejnego umierającego bezsensownie drzewa, każdej bezsensownie zatrutej rzeki, nieprzespanych nocy drukarza, który siedzi przy maszynie i wdycha opary z farby, że o biednych grafikach nie wspomnę, którzy modlą się, żeby nie było literówek, głupich wpadek z lewitującymi rękami oderwanymi od ciała itp. Ale patrzycie w te smutne oczy, wyciągnięte ręce i sięgacie po kolejny śmieć. Przy dobrym humorze doniesiecie go nawet może do domu, zmiętego w kieszeni. W gorszym dniu wrzucicie, po pobieżnym spojrzeniu, do pierwszego napotkanego kosza na śmieci. Z wyrzutem sumienia, bo z tego kosza będą się wysypywać identyczne kawałki papieru, jak wasz. Znów przed oczami stanie udręczona ziemia, zasypana odpadami. Jeszcze chyba nie zdarzyło mi się, żeby na tych świstkach papieru było, to czego potrzebuję. Bo nie zamierzam pójść do szkoły medycznej, dwuletniej po gimnazjalnej. Na tańszego drinka też się nie załapię przed południem od poniedziałku do piątku. I absolutnie nie kupię serum, po którym moje rzęsy zaczną rosnąć, zgrubną i będę mogła nimi wywoływać trąby powietrzne na Podhalu.

Podobną kategorią są przeróżnej maści telemarketerzy. I jak dla tych, którzy chcą mi coś sprzedać nie mam litości. No sorry i proszę więcej na mnie nie krzyczeć, że nie wiem z czego rezygnuję. To czasem w przypływie empatii zgadzam się na badanie opinii, sondę, czy coś w tym stylu. Szczerze mówiąc marzę, że pewnego dnia zadzwoni do mnie Karol Strasburger i będę jednym z tych tajemniczych ankietowanych, których odpowiedzi są wykorzystywane w Familiadzie. Póki, co w oczekiwaniu na Strasburgera odbieram telefon i słyszę miły głos, który zachęca mnie do udziału w ankiecie.
- Czy zgadza się pani na udział w ankiecie?
- Tak.
- Czy jest pani mężczyzną, czy kobietą?
- Kobietą.
- Dziękujemy.
I cisza. Jak to już? A gdzie reszta pytań!?

Może kolejny ankieter będzie bardziej rozmowny.
- Czy może nam pani poświęcić czas? Czy zgadza się Pani na udział w badaniu opini publicznej dotyczącej czegoś tam?
- Tak.
- Czy ktoś z pani rodziny, lub pani pracuje w zawodzie dziennikarza, reportera, w reklamie, mediach ... itd.
- Tak.
- Jaki to zawód?
- Reklama.
- Pani, czy ktoś z rodziny?
- Ja.
- A to bardzo nam przykro, ale nie może wziąć pani udziału w badaniu opinii. Dziękujemy za poświęcony nam czas.
Pi pi pi pip
I bądź tu człowieku dobry!

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Sanditon

Żyłam do niedawna w błogim przekonaniu, że mam zaliczone wszystkie powieści Jane Austen i jedyne co mi pozostaje, to czytać kilkakrotnie, to co już znam. Jakież było moje zdziwienie, gdy w bibliotece wpadła mi w ręce książka Sanditon podpisana nazwiskiem w/w autorki. Niestety oryginalny rękopis Jane, to zaledwie pierwsze dziesięć rozdziałów i kawałek jedenastego, cała reszta została dopisana przez pewną damę* . Jak ma się, to do odbioru całości? No właśnie, zmiana narratora przebiega płynnie, druga autorka stara się zachować styl oraz zamysł oryginału próbując dociekać dokąd zaprowadziłaby swoich bohaterów Austen. Trzeba przyznać, że wychodzi jej to dość sprawnie i szycia nie widać na pierwszy rzut oka. A na drugi? Już całkiem wyraźnie. Pojawiają się zdania, które Jane nigdy nie włożyłaby w usta swoich bohaterów. To co w oryginale pozostałoby subtelną aluzją, dającą czytelnikowi pole do domysłów, tutaj wykładane jest wprost. Ze zdumieniem przyjmowałam niektóre wydarzenia, tak odb

Tęsknota

 Wiecie, co? Trochę mi tęskno za pisaniem na blogu :) Jestem trochę zmęczona tym szybkim tempem instagrama, gdzie, co chwilę ładują się nowe posty... Może by tak wrócić... Popisać o książkach, o filmach, o życiu...  A tak se marudzę :)

Nawijanie rzeczywistości (02)

Odkąd mam kota czuję się trochę, jak młoda matka, która z palcem dźgającym kupkę zachwala swoje dziecko gościom, gdzieś między obiadem, a deserem. Niestety nie jest to mały kiciuś, od patrzenia na którego oczy robią się mokre i wstępuje w człowieka Elmirka. Jest to KOT. Pewnego dnia przyszedł i został. Czy na zawsze? Nie mam pojęcia, znika czasami na kilka dni. Przypuszczam, że prowadzi podwójne życie i bardziej niż my interesują go zasoby w misce, która stoi w kącie. No cóż. ma on jednak swój urok (oprócz pcheł i ktowieczegotamjeszcze ) jest klasycznie czarny z intensywnie zielonymi oczami. Musiał być przesłodkim kociakiem (wciąż jeszcze jest młodym kotem, ale już nie kiciulkiem). No tak, tutaj co niektórzy się zorientowali, że trochę nakłamałam w pierwszym zdaniu nadużywając słów mam kota . Raczej ten kot ma nas... na uwadze przy ewentualnym wyborze domu. Ale dziś odniosłam mały sukces. Przekonałam kota do pudełka. Sami wiecie, te wszystkie filmiki pokazujące koty w pudełka