Na czas poświąteczny, świąteczne opowiadanie :) Tego tu jeszcze nie było ;P no to będzie może od czasu do czasu. Palce mnie swędzą, muszę je na klawiaturze obstukiwać.
Wesołego Łinter Holidajsa!
Wesołego Łinter Holidajsa!
Dzwonek do drzwi wyrwał Martę z zadumy nad doborem ciasta
świątecznego. Zmarszczyła brwi i poirytowana podeszła do videofonu.
-
Hej, to ja. Możesz mnie wpuścić? Nie mogę sięgnąć po klucz –
usłyszała znajomy głos dochodzący zza gałęzi drzewka, które wypełniało cały
obraz.
-
Wchodź – wcisnęła automatyczne otwieranie.
Drzwi otworzyły się z cichym szelestem, a miły głos z
automatu powitał Igora, który ledwo wcisnął się do środka ze swoim nabytkiem.
-
Patrz co zdobyłem – powiedział z dumą. Podeszła sceptycznie do
drzewka i obmacała je dokładnie.
-
No nieźle. Musiałeś strasznie zabulić za ten model. Wygląda
całkiem autentycznie. Chociaż igły są trochę krzywo montowane. I mogli dorzucić
bardziej intensywny zapach. Nie mów mi tylko, że przeznaczyłeś na to nasze
kredyty odkładane na wakacje.
-
Całkowita darmocha. Zero kredytów.
-
Za darmo? – zapytała podejrzliwie – Wygrzebałeś ją na jakimś
śmietniku?
-
Nie uwierzysz. To była prawdziwa okazja. Znajomy znajomego ma
ojca, który zna jednego kolesia z powiatu. I ten koleś ma dostęp do zasobów
naturalnych. Załatwia znajomemu co roku choinkę. Żywą, prosto z lasu.
N-A-T-U-R-A-L-N-Ą. Właśnie taką! Ta-dam!
-
Czekaj, jak to naturalną?
-
Normalnie, żywe drzewko.
-
Jakie żywe? Przecież ścięte więc nie żywe! Oszalałeś! Masz na
nie papier. Lazłeś z tym przez miasto? Zaraz wpadnie tu ekostraż i zapłacimy
kolosalną karę!
-
Spokojnie mam papiery. Wszystkie pozwolenia i certyfikaty.
-
Jasne, a ten znajomy oddał ci ją z dobroci serca. To na pewno
podstęp.
-
Daj spokój, przestań histeryzować. Znajomy ją oddał, bo oni w
przyszłym roku posyłają dziecko do szkoły i muszą poprawić punktacje. Łinter
Holidaysa obchodzili cztery razy z rzędu. W tym roku w ramach poszanowania dla
innych religii obchodzili też wprawdzie Ramadan i Diwali, ale Rekrutor i tak
wytknął im, że przekładają jedną religię ponad inne i jest to przejaw
dyskryminacji i nietolerancji z ich strony. Dają dziecku złe wzorce. Bardzo był
zawiedziony ich postawą, bo przecież, jak starali się o pozwolenie na dziecko
zdawali się być idealnymi kandydatami. No i musieli zrezygnować z choinki i
Mikołaja Prezentacza. Przekazał mi drzewko ze wszystkimi papierami więc nie
będzie problemu z utylizacją.
-
I tak uważam, że to jakiś obłęd. Czy wiesz ile w takim żywym
drzewie może mieścić się bakterii i zarazków? Już nie wspominając o tym, że
mamy w domu przejaw bezmyślnej głupoty. Pozbawiamy życia roślinę, która ma
swoje prawa i powinna być traktowana z odpowiednim szacunkiem.
-
Daj spokój i tak jest już ścięta. Postawimy ją w kącie,
wystroimy i będzie, jak dawniej.
-
Oczywiście, czego innego mogłam się spodziewać po facecie,
który pochodzi z Regionu Wschodniego. Matka mnie ostrzegała, że lepiej było się
związać z jakimś Afropejczykiem, albo lepiej Azjopejczykiem, przynajmniej byłby
dodatkowe punkty motywacyjne.
-
Przesadzasz, teraz to ty zachowujesz się rasistowsko. Czuję
się dyskryminowany ze względu na pochodzenie – moje i moich przodków! W ogóle
nie rozumiem, o co ta kłótnia, w końcu mamy święta! Czas wręczania prezentów.
-
Mam nadzieję, że masz dla mnie coś więcej niż to głupie drzewko.
-
Mam nadzieję, że masz przygotowaną świąteczną kolację, bo
prezenty są po kolacji – nie ma kolacji, nie ma prezentów.
-
O Mikołaju – Marta przewróciła oczami – W przyszłym roku
żadnych świąt. Robię sobie Rok Czystości Duchowej.
Igor ustawił drzewko w rogu pokoju i ochoczo zabrał się za
ubieranie. Tymczasem Marta kończyła programować kolację zerkając od czas do
czasu na swojego partnera.
-
Wolisz makowiec, czy sernik? Ciasta zawsze liczone są osobno,
jako bonusy.
-
A co jest tańsze?
-
Hm, kredyty wychodzą podobnie. Jak zaprogramuję makowca, to
dostaniemy z automatu serię reklam dentystycznych, a w pakiecie z sernikiem
mamy reklamy na zgagę.
-
Nie można by z okazji świąt wyłączyć pakietu reklamowego?
-
Zwariowałeś! Wiesz ile to kosztuje! Co ci tak nagle zaczęły
przeszkadzać reklamy?
-
Wkurzają mnie, włączają się zawsze w najmniej odpowiednim
momencie.
-
Jakoś zniesiesz te trzy dni.
-
Aż trzy dni – jęknął z rozpaczą chłopak.
-
Słuchaj, to nie ja się upierałam przy robieniu Łinter
Holidajsa w tym roku! Dobra, skończyłam.
-
Co w końcu dostaniemy?
-
Makowiec. Wolę już dentystki w czerwonych czapeczkach z
pomponami niż problemy jelitowe.
-
Dobra, niech będzie – westchnął Igor. – Ja też skończyłem. Jak
ci się podoba?
Choinka prezentowała się imponująco. Holograficzne bombki
kręciły się wokół własnej osi, łańcuchy błyszczały w świetle kolorowych
lampeczek. Na samym czubku Igor umieścił błękitną gwiazdę. Marta pokiwała z
uznaniem. Sięgnęła po pilota i włączyła ruchomy obraz. Za oknem pojawił się
zimowy górski pejzaż. Delikatnie opadające płatki śniegu tworzyły przyjemny
nastrój. W oddali widać było maleńkie domki z ciepłym światłem sączącym się z
okien. Śnieg skrzył się i mienił.
-
Milutko – powiedział Igor. – Słychać nawet dzwoneczki
Mikołaja. Można świętować.
Dzwoneczki zabrzmiały głośniej i skończyły się głośnym
gongiem. Pejzaż za oknem zniknął. Jego miejsce wypełniło agresywne czerwone
tło, na którym tańczyły trzy seksowne kobiety w skąpych pielęgniarskich
mundurkach.
- Dżingu bells, dżingu bells – przekrzykiwały się nawzajem,
pokazując przy tym szerokie uśmiechy pełne równiutkich, białych zębów. – Pada
śnieg, biały śnieg niczym biały twój uuuś-mieeee-ch! – zawodziła jedna. Druga
wchodziła jej w słowo pokrzykując – Klinika Dental Pan Ząbek sprawi, że nowy
uśmiech się objawi!
Igor z Martą patrzyli na siebie z przerażonymi minami. Pokaz
skończył się równie niespodziewanie, jak się zaczął. Odetchnęli z ulgą.
-
Do następnego – jęknął Igor.
-
Taaa. Sprawdzę, czy zamówienie jest już gotowe.
Okno zamówień pulsowało na zielono, znak, że wszystko czeka
na odbiór. Marta potwierdziła opłatę kartą osobistą i zaczęła po kolei wyjmować
świąteczne dania. Makowiec, jarską sałatkę z eko warzyw, pastylki rybne, cztery
bataty, chińskie pierożki szczęścia i tradycyjną figurkę Mikołaja z masy
marcepanowej, którą podzielą się przy kolacji. A potem prezenty, by tradycji
stało się zadość.
-
A to co? – Igor podniósł z podłogi kartkę, która musiała
wypaść z programatora. Na jednej stronie ktoś umieścił przedstawienie rodziców
pochylających się nad dzieckiem w otoczeniu zwierząt i dziwnie ubranych ludzi.
Na drugiej był przekreślony wizerunek Mikołaja Prezentacza z hasłem Świętuj
prawdziwie! Precz z Mikołajem CC Prezentaczem! Marta wyjęła mu kartkę z ręki i
zmarszczyła z niezadowoleniem nos.
-
Reklama? Papierowa?
-
Nie wygląda na reklamę. To raczej jedna z tych ulotek, o
których się mówi na mieście…
-
Słyszałam, że terroryści sabotują święta i starają się mieszać
ludziom w głowach, ale myślałam, że to jedna z tych urban legend. Ciekawe komu
należy to zgłosić? Urząd do spraw równości, czy zwalczania nietolerancji? Może najpierw ekostraż, w końcu to bezprawne wykorzystanie papieru?
-
Daj mi to – wyjął jej kartkę z ręki i zaczepił na choince
frontem obrazkiem z rodziną. – Pomyślimy o tym po świętach.
Usiedli do stołu. Pięknie
zapakowane prezenty ułożyli w równe sterty pod drzewkiem. Przełamali marcepanowego
Mikołaja i podzieli się nim.
-
Wesołego Łinter Holidajsa!
-
Wesołego!
Siedzieli przytuleni do siebie na
kanapie. Było już po kolacji i rozpakowywaniu prezentów. Igor patrzył na
obrazek, który zawiesił, było w nim coś znajomego, coś o czym kiedyś ktoś mu
opowiadał. Może babcia? Musiało to być bardzo dawno temu.
Dawno, dawno temu…
Wrocław 2013 grudzień
CUDO!!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuń