Świątecznej tradycji stało się zadość. Telewizja uraczyła nas Potopem i Panem Wołodyjowskim. Był też Kevin sam w domu, ale jemu mówimy już zdecydowane dość. Za to całkiem przyjemnie oglądało się Pana Wołodyjowskiego w wersji kolorowej. Kiedyś to było aktorstwo. I chociaż sceny walki ciut śmieszą swoją sztucznością, i mimo braku tych wszystkich technik i animacji komputerowych film wciąż się broni się. A jednak w tym roku spojrzałam na niego jakoś inaczej. To znaczy na pana Michała. Bo właściwie dlaczego on się wysadził? Cóż z tego mu przyszło? Czy zakończyło to wojnę? Oj, uczynił z niego Sienkiewicz postać romantyczną, postać Polaka, co to gotów jest do poświęceń tu, teraz i natychmiast. A ja pierwszy raz w życiu zadałam sobie pytanie: po jaką cholerę? Przecież rozsądniej było się poddać, schować honor do kieszeni. Wojna trwała, był więc jeszcze i na zemstę czas. Nie lepiej było spłodzić synów i córki, co by ojczyźnie chwały i chluby dodać? Wychować ich na prawdziwych patriotów? Nie, Pan Wołodyjowski, jak Polak prawdziwy wolał się w powietrze wysadzić. Romantyk. Gest pokazał, Baśce serce złamał, honor ocalił. Po nim przyszli następni, całe pokolenia powstańców, bez większych szans na wygraną. I ci z zaborów, i ci wojenni.
Taki to już naród. Ale czy naród bez swoich bohaterów, bez mitów przetrwałby tyle lat niewoli?
Ale telewizja, to zaledwie dodatek, ot taki przerywnik w czasie świętowania. Bardziej zajęła mnie lektura, którą znalazłam pod choinką.
Ogród Afrodyty Ewy Stachniak to powieść inspirowana życiem Zofii Potockiej. Historia kobiety, która gotowa jest uczynić wszystko, by osiągnąć swoje cele. Kobiety, która trafia do obcego jej kraju, wykorzystuje swoją urodę i magnetyzm, by uwodzić kolejnych mężczyzn. Jej życie wypełnia zabawa, podboje, drogie klejnoty i kolejne dzieci, dla których jest gotowa wiele zrobić. Zostaje żoną jednego z największym polskich magnatów - Szczęsnego Potockiego zdrajcy ojczyzny i współwinnego śmierci pierwszej żony, do której nawet się nie przyznaje. Ogród Afrodyty to pasjonująca opowieść o kobiecie pozbawionej moralności i skrupułów, do końca zadowolonej z siebie. Jest kochanką królów i carskich namiestników.
Pochodząca ze zniewolonego narodu Greczynka nie szuka analogii w położeniu Grecji i Polski, która właśnie ostatecznie znika z map świata. Dla niej życie to zabawa. Pobocznym wątkiem jest historia osób opiekujących się nią pod koniec życia - Polaków zmuszonych opuścić ojczyznę, Polaków tęskniących, służących obcym armiom i na obcych dworach. Dwa zupełnie różne światy. Czy możemy mieć do niej żal, że nie angażowała się w życie polityczne? Nie wykorzystywała swoich znajomości dla poprawy losów przybranej ojczyzny? Była tu obca, była tylko kolorowym ptakiem, który uciekł z klatki sułtana, pragnął śpiewać i cieszyć się życiem. Wyciągała z danej jej szansy tyle ile się dało. No i nie da się ukryć, że była zepsuta już od dziecka.
Swój podbój Polski, zaczynała w Kamieńcu Podolskim, tym samym, gdzie skończył życie Pan Wołodyjowski. Gdyby o nim usłyszała zaśmiałaby się pewnie z pogardą. Nie zrozumiałaby jego motywów, tak jak i nam coraz trudniej pojąć ten honorowy gest.
Ale ogród, który stworzyła - Zofiówka, dzisiejsza Ukraina, chętnie bym zobaczyła.
Taki to już naród. Ale czy naród bez swoich bohaterów, bez mitów przetrwałby tyle lat niewoli?
Ale telewizja, to zaledwie dodatek, ot taki przerywnik w czasie świętowania. Bardziej zajęła mnie lektura, którą znalazłam pod choinką.

Pochodząca ze zniewolonego narodu Greczynka nie szuka analogii w położeniu Grecji i Polski, która właśnie ostatecznie znika z map świata. Dla niej życie to zabawa. Pobocznym wątkiem jest historia osób opiekujących się nią pod koniec życia - Polaków zmuszonych opuścić ojczyznę, Polaków tęskniących, służących obcym armiom i na obcych dworach. Dwa zupełnie różne światy. Czy możemy mieć do niej żal, że nie angażowała się w życie polityczne? Nie wykorzystywała swoich znajomości dla poprawy losów przybranej ojczyzny? Była tu obca, była tylko kolorowym ptakiem, który uciekł z klatki sułtana, pragnął śpiewać i cieszyć się życiem. Wyciągała z danej jej szansy tyle ile się dało. No i nie da się ukryć, że była zepsuta już od dziecka.
Swój podbój Polski, zaczynała w Kamieńcu Podolskim, tym samym, gdzie skończył życie Pan Wołodyjowski. Gdyby o nim usłyszała zaśmiałaby się pewnie z pogardą. Nie zrozumiałaby jego motywów, tak jak i nam coraz trudniej pojąć ten honorowy gest.
Ale ogród, który stworzyła - Zofiówka, dzisiejsza Ukraina, chętnie bym zobaczyła.
Komentarze
Prześlij komentarz