W jednym z rumuńskich miast została przeprowadzona akcja - wszyscy czytający w komunikacji publicznej mogli podróżować za darmo. Taki oto nius usłyszałam w radiu, jadąc do pracy.
Pan redaktor prowadzący próbował od razu przenieść to na grunt nasz rodzimy i zastanawiał się jakby coś takiego mogło się sprawdzić w Polsce.
Oczami wyobraźni zobaczyłam to poruszenie w tramwaju i nerwowe wyciąganie "dyżurnych" książek z reklamówek, plecaków i toreb w momencie wejścia kanara :) Myślę, że wydania kieszonkowe by się świetnie sprzedawały. Właśnie, a darmowa komunikacja byłaby od jakiego limitu stron? No bo, czy czytając chudego Małego Księcia, który z łatwością się zmieści do torebki, mielibyśmy te same uprawnienia, co na przykład ci dźwigający w torbie Lód Dukaja? Może na cienkie książki tylko bilety ulgowe, a na grube całkowicie za darmo? I jak odróżnić czytających od wyłudzających darmowy przejazd? Kanar odpytujący z lektury? A jaka piękna historia miłosna mogłaby się zdarzyć. On miał książkę zapasową, ona swojej zapomniała.
Do wypowiedzenia się w temacie została również zaproszona blogerka od książek. Niestety nazwiska nie zapamiętałam, nazwa bloga nie padła. Pani przekonywała, że nawet ci nie czytający, jakby jeździli z książka, to w końcu by do niej zajrzeli, chociażby z nudy, czy ciekawości. A potem by wpadli, jak śliwka w kompot. Być może.
Nawet byłabym skłonna przyznać pani rację :) Ale oburzyła mnie dalsza część jej wypowiedzi. Otóż pani została przedstawiona jako uważna obserwatorka czytelników w komunikacji. Skategoryzowała ich nawet i przydzieliła "odpowiednie" przydomki (nie bijcie nie pamiętam). Dziwiąc się przy tym np, że pan w dresie czyta tomiszcze filozoficzne. I wytknęła ludziom, że owijają książki w gazety oraz papier zakładając, że są wstydliwi i pragną ukryć co czytają, gdyż się tego wstydzą! Po czym dodała, że niektórzy nie owijają i się nie wstydzą, chociaż powinni.
I tu mną zatrzęsło. Pierwsze co przyszło mi do głowy z tym owijaniem książek, to pewnie, żeby się nie zniszczyły w trakcie podróży. Po drugie, co to znaczy, że niektórzy powinni się wstydzić tego, co czytają?! Daj pani spokój, nie ważne co, ważne, że czytają. Niech każdy czyta sobie co chce.
A co ludzie czytają, można podejrzeć na blogu Czyta. bo ma daleko do domu, świetny pomysł :) Wsiąkłam
dla mordobooków link : https://www.facebook.com/bomadalekododomu
Jeśli nie lubisz książek, to możesz nie zrozumieć potrzeby podglądania, co czytają inni. To tak, jak idziesz pierwszy raz w odwiedziny i po przywitaniu się z gospodarzami rozbieganym wzrokiem szukasz półki z książkami. Jak jest, chociażby z zestawem wydawnictw kucharskich, to oddychasz z ulgą, wyciągasz suwenira* z torby i zrelaksowany rozsiadasz się na kanapie. Jak nic takiego nie ma, to całą wizytę kręcisz się niespokojnie zaglądając po kątach, bo może gdzieś za firanką** są upchane jakieś egzemplarze, albo w kanapie**. W końcu chwytasz się ostatniej deski ratunku i pytasz skromnie o drogę do klopa, bo jak nie tam, to już nigdzie.
A tak na marginesie.
To ostatnio ograniczam radio. Telewizję odstawiłam już dawno, ale powoli i radio drażni mnie coraz bardziej. Jeden program katuje nas infantylnymi tematami i niby muzyką, drugi byłby całkiem przyjemny, gdyby nie to, że nie zawsze mam ochotę na koncerty fortepianowe, a słuchając trzeciego mam wrażenie, że nadął się jak balonik i zaraz wyleci do stratosfery unoszony swoją inteligencką zajebistością. W lokalnym czasem coś znajdę, ale i tak za dużo w nim jedynie słusznych osądów trzymających się blisko lokalnych działaczy. A komercyjnych to już w ogóle nie tykam. Zostaje jeszcze TO radio o którym mówi się Jedyne Słuszne i którego słuchałam, chcąc nie chcą, przez trzy lata śpiąc na materacu z uchem przy podłodze. Ale wiecie co, czasem są tam ciekawe dyskusje.
A poza tym z radiem, jak z książkami, niech każdy słucha tego co mu odpowiada :)
* kwiaty/czekoladki/ciasteczka/dobre wino (zazwyczaj jest to Carlo Rossi - WTF? ;)
**oba przypadki widziałam na własne oczy, ale książki za zasłonkami i w kanapie, to ostateczność w małometrażowym mieszkaniu, gdy już nigdzie więcej nie da się ich upchnąć.
Ale, ostatecznie, taka akcja odbyła się we Wrocławiu w czasie wakacji? Tylko, z niezrozumiałych dla mnie względów, wykluczono czytaczy ebooków!
OdpowiedzUsuńPani blogerka musi być z tych, którzy nie wiedzą, że ksiązki się szanuje, czyli stara się nie niszczyć, czyli - chroni przeróżnymi okładkami:) I może ona z tych, co lubia się popisywać?
Na marginesie;
telewizję oglądam, kiedy już nie mam nic innego do roboty, np. chorując i spędzając dzień w łózku, jak teraz;(
A radia? Kiedyś, kiedyś, namietnie, teraz w ogóle, natomiast uzalezniłam sie niemal od audiobooków;) Zasypiam słuchając, w nocy sie budzę, żeby wyłączyc, potem nastepnego dnia szukam, przy którym rozdziale zasnęłam, i tak w kółko...Ostatnio przy kapitalnych gawędach B.Fabiani o sztuce - polecam, jesli nie znasz:)
O tak, ebooki to genialny wynalazek :) Przesłuchałam tak ostatnio kilka powieści Balzaka i parę innych rzeczy (stąd:https://wolnelektury.pl/katalog/audiobooki/) - zaleta pracy w której można się odciąć od pozostałych współpracowników i "zaszyć" we własnym projekcie.
UsuńChociaż słuchając Lesia Chmielewskiej pracować się nie da, człowiek cały się trzęsie ze śmiechu :)
Gawędy o sztuce, to coś dla mnie :) właśnie ostatnio myślałam o odświeżeniu sobie wiedzy z historii sztuki, gdyż łapię się na tym, że mi umykają podstawowe informacje.
Życzę szybkiego powrotu do zdrowia!