Przejdź do głównej zawartości

Nawijanie rzeczywistości (08)


W jednym z rumuńskich miast została przeprowadzona akcja - wszyscy czytający w komunikacji publicznej mogli podróżować za darmo. Taki oto nius usłyszałam w radiu, jadąc do pracy.
Pan redaktor prowadzący próbował od razu przenieść to na grunt nasz rodzimy i zastanawiał się jakby coś takiego mogło się sprawdzić w Polsce.

Oczami wyobraźni zobaczyłam to poruszenie w tramwaju i nerwowe wyciąganie "dyżurnych" książek z reklamówek, plecaków i toreb w momencie wejścia kanara :) Myślę, że wydania kieszonkowe by się świetnie sprzedawały. Właśnie, a darmowa komunikacja byłaby od jakiego limitu stron? No bo, czy czytając chudego Małego Księcia, który z łatwością się zmieści do torebki, mielibyśmy te same uprawnienia, co na przykład ci dźwigający w torbie Lód Dukaja? Może na cienkie książki tylko bilety ulgowe, a na grube całkowicie za darmo? I jak odróżnić czytających od wyłudzających darmowy przejazd? Kanar odpytujący z lektury? A jaka piękna historia miłosna mogłaby się zdarzyć. On miał książkę zapasową, ona swojej zapomniała.

Do wypowiedzenia się w temacie została również zaproszona blogerka od książek. Niestety nazwiska nie zapamiętałam, nazwa bloga nie padła. Pani przekonywała, że nawet ci nie czytający, jakby jeździli z książka, to w końcu by do niej zajrzeli, chociażby z nudy, czy ciekawości. A potem by wpadli, jak śliwka w kompot. Być może.
Nawet byłabym skłonna przyznać pani rację :) Ale oburzyła mnie dalsza część jej wypowiedzi. Otóż pani została przedstawiona jako uważna obserwatorka czytelników w komunikacji. Skategoryzowała ich nawet i przydzieliła "odpowiednie" przydomki (nie bijcie nie pamiętam). Dziwiąc się przy tym np, że pan w dresie czyta tomiszcze filozoficzne. I wytknęła ludziom, że owijają książki w gazety oraz papier zakładając, że są wstydliwi i pragną ukryć co czytają, gdyż się tego wstydzą! Po czym dodała, że niektórzy nie owijają i się nie wstydzą, chociaż powinni.
I tu mną zatrzęsło. Pierwsze co przyszło mi do głowy z tym owijaniem książek, to pewnie, żeby się nie zniszczyły w trakcie podróży. Po drugie, co to znaczy, że niektórzy powinni się wstydzić tego, co czytają?! Daj pani spokój, nie ważne co, ważne, że czytają. Niech każdy czyta sobie co chce.


A co ludzie czytają, można podejrzeć na blogu Czyta. bo ma daleko do domu, świetny pomysł :) Wsiąkłam
dla mordobooków link : https://www.facebook.com/bomadalekododomu
Jeśli nie lubisz książek, to możesz nie zrozumieć potrzeby podglądania, co czytają inni. To tak, jak idziesz pierwszy raz w odwiedziny i po przywitaniu się z gospodarzami rozbieganym wzrokiem szukasz półki z książkami. Jak jest, chociażby z zestawem wydawnictw kucharskich, to oddychasz z ulgą, wyciągasz suwenira* z torby i zrelaksowany rozsiadasz się na kanapie. Jak nic takiego nie ma, to całą wizytę kręcisz się niespokojnie zaglądając po kątach, bo może gdzieś za firanką** są upchane jakieś egzemplarze, albo w kanapie**. W końcu chwytasz się ostatniej deski ratunku i pytasz skromnie o drogę do klopa, bo jak nie tam, to już nigdzie.



A tak na marginesie.
To ostatnio ograniczam radio. Telewizję odstawiłam już dawno, ale powoli i radio drażni mnie coraz bardziej. Jeden program katuje nas infantylnymi tematami i niby muzyką, drugi byłby całkiem przyjemny, gdyby nie to, że nie zawsze mam ochotę na koncerty fortepianowe, a słuchając trzeciego mam wrażenie, że nadął się jak balonik i zaraz wyleci do stratosfery unoszony swoją inteligencką zajebistością. W lokalnym czasem coś znajdę, ale i tak za dużo w nim jedynie słusznych osądów trzymających się blisko lokalnych działaczy. A komercyjnych to już w ogóle nie tykam. Zostaje jeszcze TO radio o którym mówi się Jedyne Słuszne i którego słuchałam, chcąc nie chcą, przez trzy lata śpiąc na materacu z uchem przy podłodze. Ale wiecie co, czasem są tam ciekawe dyskusje.
A poza tym z radiem, jak z książkami, niech każdy słucha tego co mu odpowiada :)


* kwiaty/czekoladki/ciasteczka/dobre wino (zazwyczaj jest to Carlo Rossi - WTF? ;)
**oba przypadki widziałam na własne oczy, ale książki za zasłonkami i w kanapie, to ostateczność w małometrażowym mieszkaniu, gdy już nigdzie więcej nie da się ich upchnąć.

Komentarze

  1. Ale, ostatecznie, taka akcja odbyła się we Wrocławiu w czasie wakacji? Tylko, z niezrozumiałych dla mnie względów, wykluczono czytaczy ebooków!
    Pani blogerka musi być z tych, którzy nie wiedzą, że ksiązki się szanuje, czyli stara się nie niszczyć, czyli - chroni przeróżnymi okładkami:) I może ona z tych, co lubia się popisywać?
    Na marginesie;
    telewizję oglądam, kiedy już nie mam nic innego do roboty, np. chorując i spędzając dzień w łózku, jak teraz;(
    A radia? Kiedyś, kiedyś, namietnie, teraz w ogóle, natomiast uzalezniłam sie niemal od audiobooków;) Zasypiam słuchając, w nocy sie budzę, żeby wyłączyc, potem nastepnego dnia szukam, przy którym rozdziale zasnęłam, i tak w kółko...Ostatnio przy kapitalnych gawędach B.Fabiani o sztuce - polecam, jesli nie znasz:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak, ebooki to genialny wynalazek :) Przesłuchałam tak ostatnio kilka powieści Balzaka i parę innych rzeczy (stąd:https://wolnelektury.pl/katalog/audiobooki/) - zaleta pracy w której można się odciąć od pozostałych współpracowników i "zaszyć" we własnym projekcie.
      Chociaż słuchając Lesia Chmielewskiej pracować się nie da, człowiek cały się trzęsie ze śmiechu :)
      Gawędy o sztuce, to coś dla mnie :) właśnie ostatnio myślałam o odświeżeniu sobie wiedzy z historii sztuki, gdyż łapię się na tym, że mi umykają podstawowe informacje.
      Życzę szybkiego powrotu do zdrowia!

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Sanditon

Żyłam do niedawna w błogim przekonaniu, że mam zaliczone wszystkie powieści Jane Austen i jedyne co mi pozostaje, to czytać kilkakrotnie, to co już znam. Jakież było moje zdziwienie, gdy w bibliotece wpadła mi w ręce książka Sanditon podpisana nazwiskiem w/w autorki. Niestety oryginalny rękopis Jane, to zaledwie pierwsze dziesięć rozdziałów i kawałek jedenastego, cała reszta została dopisana przez pewną damę* . Jak ma się, to do odbioru całości? No właśnie, zmiana narratora przebiega płynnie, druga autorka stara się zachować styl oraz zamysł oryginału próbując dociekać dokąd zaprowadziłaby swoich bohaterów Austen. Trzeba przyznać, że wychodzi jej to dość sprawnie i szycia nie widać na pierwszy rzut oka. A na drugi? Już całkiem wyraźnie. Pojawiają się zdania, które Jane nigdy nie włożyłaby w usta swoich bohaterów. To co w oryginale pozostałoby subtelną aluzją, dającą czytelnikowi pole do domysłów, tutaj wykładane jest wprost. Ze zdumieniem przyjmowałam niektóre wydarzenia, tak odb

Tęsknota

 Wiecie, co? Trochę mi tęskno za pisaniem na blogu :) Jestem trochę zmęczona tym szybkim tempem instagrama, gdzie, co chwilę ładują się nowe posty... Może by tak wrócić... Popisać o książkach, o filmach, o życiu...  A tak se marudzę :)

Nawijanie rzeczywistości (02)

Odkąd mam kota czuję się trochę, jak młoda matka, która z palcem dźgającym kupkę zachwala swoje dziecko gościom, gdzieś między obiadem, a deserem. Niestety nie jest to mały kiciuś, od patrzenia na którego oczy robią się mokre i wstępuje w człowieka Elmirka. Jest to KOT. Pewnego dnia przyszedł i został. Czy na zawsze? Nie mam pojęcia, znika czasami na kilka dni. Przypuszczam, że prowadzi podwójne życie i bardziej niż my interesują go zasoby w misce, która stoi w kącie. No cóż. ma on jednak swój urok (oprócz pcheł i ktowieczegotamjeszcze ) jest klasycznie czarny z intensywnie zielonymi oczami. Musiał być przesłodkim kociakiem (wciąż jeszcze jest młodym kotem, ale już nie kiciulkiem). No tak, tutaj co niektórzy się zorientowali, że trochę nakłamałam w pierwszym zdaniu nadużywając słów mam kota . Raczej ten kot ma nas... na uwadze przy ewentualnym wyborze domu. Ale dziś odniosłam mały sukces. Przekonałam kota do pudełka. Sami wiecie, te wszystkie filmiki pokazujące koty w pudełka