Przejdź do głównej zawartości

Sanditon


Żyłam do niedawna w błogim przekonaniu, że mam zaliczone wszystkie powieści Jane Austen i jedyne co mi pozostaje, to czytać kilkakrotnie, to co już znam. Jakież było moje zdziwienie, gdy w bibliotece wpadła mi w ręce książka Sanditon podpisana nazwiskiem w/w autorki.

Niestety oryginalny rękopis Jane, to zaledwie pierwsze dziesięć rozdziałów i kawałek jedenastego, cała reszta została dopisana przez pewną damę*. Jak ma się, to do odbioru całości? No właśnie, zmiana narratora przebiega płynnie, druga autorka stara się zachować styl oraz zamysł oryginału próbując dociekać dokąd zaprowadziłaby swoich bohaterów Austen. Trzeba przyznać, że wychodzi jej to dość sprawnie i szycia nie widać na pierwszy rzut oka. A na drugi? Już całkiem wyraźnie. Pojawiają się zdania, które Jane nigdy nie włożyłaby w usta swoich bohaterów. To co w oryginale pozostałoby subtelną aluzją, dającą czytelnikowi pole do domysłów, tutaj wykładane jest wprost. Ze zdumieniem przyjmowałam niektóre wydarzenia, tak odbiegające od świata Austen. Książkę czyta się dobrze, tylko intryga jest momentami naciągana, a bohaterowie zachowują się dość dziwnie. Między parą głównych bohaterów brakuje napięcia. Postacie w tle, bogaty zbiór osobowości, zostają spłaszczeni, a Charlotta, która jest ponoć najlepszą obserwatorką w powieści, nie jest w stanie dostrzec niczego, a może nie wyciąga wniosków z tego co się wokół niej dzieje.
Bardzo zdumiał mnie wydumany wątek Klary i jej perypetie miłosne. Nie spodziewałam się, że rozwiązanie będzie właśnie takie - wybaczcie nie chcę spoilerować. Spodziewałam się raczej, że Elizabeth, tak oczekiwana przez Klarę okaże się ukochaną Edwarda. Było kilka razy wspomniane, że Edward bywał w Londynie i Sidney wspominał, że zna pannę. Oczywiście dopóki autorka (druga) nie zarysowała postaci Edwarda i jego siostry w tak negatywny sposób, że nie miałam już wątpliwości, że w tej powieści nie ma dla nich dobrego zakończenia.

Zacytuję jeszcze pannę Dehman (siostra Edwarda), gdyż wiele to mówi o jej charakterze.
"(...) Ale ja zawsze byłam wielbicielką pięknych powozów. Zapewniam pana - uśmiechnęła się figlarnie - że przywiązuję większą wagę do urody powozu i zaprzężonych doń koni niż do tego kto nim powozi. (...)"
Brzmi dość znajomo, czyż nie? Wystarczy zmienić koniki czterokopytne, na czteronapędowe. No właśnie, niektórzy pewnie uznają to za zaletę, ale dla mnie powieść jest zbyt współczesna w odbiorze. Brakuje w niej XIX wiecznego ducha.
No cóż, Jane Austen pisała swoje powieści opierając się na własnych doświadczeniach i obserwacjach, w których potrafiła celnie wytknąć wady, natomiast jej kontynuatorka Marie Dobbs już tylko na tym, co udało jej się doczytać, by przejąć styl Jane.

Książka do przeczytania, jako ciekawostka, ale nie zagości na mojej półce obok pozostałych dzieł Austen, do których lubię wracać. Raczej do jednorazowego użycia.

Okładka 3/5
Poprawna, z sielskim angielskim pejzażykiem wiejskim. Z tej serii czytałam już kilka książek więc widok tej okładki od razu sugerował mi z czym mam do czynienia.


Komentarze

  1. Nie lubię kiedy ktoś "życzliwy" zabiera się za kończenie nie swojej książki. Mam zawsze wrażenie, że coś zgrzyta w fabule. Pierwszy raz słyszę o opisanej przez Ciebie książce.

    Co do książekJane to mam mieszane uczucia. Słynna "Duma i uprzedzenie" nie powaliła mnie na kolana - za to miniserial z 1995 roku już tak;) "Rozważna i romantyczna" nie podobała mi się wcale. Za to jestem na zabój zakochana w "Emmie" ;) Myślę, że niedługo znowu sobie poczytam coś tej pani.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czytałam je już tak dawno, że w sumie ciężko byłoby mi wskazać ulubioną. Ale chyba Mansfield Park zapadł mi dość mocno w pamięć więc pewnie się podobał :D

      Książkę znalazłam w bibliotece i mocno się zdziwiłam, że istnieje taka pozycja.
      Ekranizacje tych swoich klasyków Anglicy opanowali do perfekcji. U nas jest to wciąż na poziomie lektur szkolnych, czyli poprawne ekranizacje dla młodzieży.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Tęsknota

 Wiecie, co? Trochę mi tęskno za pisaniem na blogu :) Jestem trochę zmęczona tym szybkim tempem instagrama, gdzie, co chwilę ładują się nowe posty... Może by tak wrócić... Popisać o książkach, o filmach, o życiu...  A tak se marudzę :)

Nawijanie rzeczywistości (02)

Odkąd mam kota czuję się trochę, jak młoda matka, która z palcem dźgającym kupkę zachwala swoje dziecko gościom, gdzieś między obiadem, a deserem. Niestety nie jest to mały kiciuś, od patrzenia na którego oczy robią się mokre i wstępuje w człowieka Elmirka. Jest to KOT. Pewnego dnia przyszedł i został. Czy na zawsze? Nie mam pojęcia, znika czasami na kilka dni. Przypuszczam, że prowadzi podwójne życie i bardziej niż my interesują go zasoby w misce, która stoi w kącie. No cóż. ma on jednak swój urok (oprócz pcheł i ktowieczegotamjeszcze ) jest klasycznie czarny z intensywnie zielonymi oczami. Musiał być przesłodkim kociakiem (wciąż jeszcze jest młodym kotem, ale już nie kiciulkiem). No tak, tutaj co niektórzy się zorientowali, że trochę nakłamałam w pierwszym zdaniu nadużywając słów mam kota . Raczej ten kot ma nas... na uwadze przy ewentualnym wyborze domu. Ale dziś odniosłam mały sukces. Przekonałam kota do pudełka. Sami wiecie, te wszystkie filmiki pokazujące koty w pudełka