Ona - zdradzona przez głupią pomyłkę, przez szesnaście lat (!) tęskni, pracoholiczka, bo jakoś trzeba tą szczenięcą miłość zagłuszyć. On w tym czasie ma się świetnie i też tęskni. Spotykają się na wycieczce i znów są razem. Koniec. Nie brzmi zbyt ekscytująco, prawda. Jeśli liczycie, że pomiędzy tymi tęsknotami, a spotkaniem i ponownym zejściem nastąpią wybuchy namiętności, niespodziewane zwroty akcji, to się srogo zawiedziecie. Jest jeden wybuch - zazdrości i to taki, po którym normalna kobieta zastanowiłaby się, czy pchać się w ten związek, ale nie nasza bohaterka, ona łyka wszystko. Normalnie mogłoby to pociągnąć fabułę, zagmatwać losy, ale autorka poszła po najmniejszej linii oporu i porzuciła wątek (chyba, że rozwinęła go w kolejnych częściach tej..chmm.. trylogii, ale o tym już się nie przekonam). Jeśli sądzicie, że między nastolatką, a dojrzałą kobietą jest jakaś różnica, to się zawiedziecie. Ale uwaga: Zuza myśli! Tylko z tych jej przemyśleń nic nie wynika, musimy wierzyć narratorowi na słowo, że toczy się w niej wewnętrzne życie. Akcja rozgrywa się trochę we Wrocławiu, trochę w Warszawie i trochę w Chorwacji, w sumie nie wiadomo po co. A główna bohaterka ma TAKIE DZIWNE OCZY. Gdzieś w połowie książki, lekko już poirytowany czytelnik w końcu dowiaduje się o co biega z tymi patrzałkami. Uff.

Książka ma nas w zamyśle autorki przenieść do słonecznej Chorwacji. Ma. W zamyśle autorki. Mi się nie udało poczuć klimatu gorącego południa.
Wiecie, to nie jest źle napisana książka. Po prostu jest bez wyrazu. Nie wzbudziła we mnie większych emocji. Dalsze losy sióstr są mi obojętne. Szkoda, bo autorka, to bardzo fajna babka i liczyłam na ciekawą, lekką i przyjemną babską literaturę. Taką, która da mi trochę radości. Nie udało się, no trudno. Może kiedyś spróbuję z inną książką pani Agnieszki Lingas-Łoniewskiej, ale nie nastąpi to prędko.
I na Boga! Jak w kolejnej książce polskiej autorki trafię na opis seksu w stylu: (...) a jego palce zanurzyły się w jej mokrej i pulsującej kobiecości, to nie ręczę za siebie. Ja rozumiem, że teraz jest tak modnie opisywać orgazmy i palce błądzące i śluz ściekający po udach (ten śluz to akurat u innej autorki występuje w nadmiarze) ale czasami na prawdę warto pozostawić pole dla wyobraźni i zdać się na inteligencję czytelnika :) Być może autorka chciała tu pokazać jaka ta Zu jest wyzwolona i zimna suka, ale w kolejnym rozdziale ma już inną osobowość i całe wrażenie rozmywa się. Mydło i powidło.
No i ta kobiecość... serio? Inaczej się nie da?
Jestem pod wielkim wrażeniem, jak wiele literatury tworzy się w naszym kraju. Chwała wszystkim czytającym, każdy znajdzie coś dla siebie. Trylogia lawendowa zapewne też ma swoich fanów. Nie potępiam :) Jedni wolą to, inni tamto. I to wcale nie jest tak, że mi się nic nie podoba i ciągle marudzę. Po prostu łatwiej zawsze skrytykować niż pochwalić. Mam nadzieję, że się poprawię i w końcu na przykład napiszę coś o twórczości pani Magdy Kordel, czy Krystyny Mirek, których to książki bardzo lubię podczytywać :) Kolejne trzy recenzje będą pozytywne, obiecuję :) Zachęcające do czytania, a nie odwrotnie ^^
Komentarze
Prześlij komentarz