Przejdź do głównej zawartości

Nawijanie rzeczywistości (04)


Wszystko się kurczy. Moje myśli się kurczą, robią się coraz mniejsze i mniejsze. Zbijają w twardą ołowianą kulę, która toczy się w te i we wte powodując ból głowy i niepohamowany potok słów. Ciężkich, jak te ołowiane myśli.

A przecież jesień taka piękna. Słońce. Złote liście na drzewach. Nie może to być to zatem depresja jesienna. Kryzys wieku średniego? Za wcześnie, dusza zbyt młoda wciąż. Zatem co uwiera i gniecie? Któż może wiedzieć.

Listopad to taki dziwny miesiąc. W mojej świadomości zaczyna się radośnie z nutą melancholii. Pierwszego stawialiśmy świeczki zmarłym i wspominaliśmy tych, którzy odeszli, a drugiego urodziny taty. Taki czas. Odkąd pamiętam, to były dwa świąteczne dni poświęcone rodzinie. Tej co ciałem i tej co jedynie duchem była z nami.
To były prawdziwie rodzinne spotkania. Jedyne takie święto, kiedy można było spotkać sporą część rodziny. Przypomnieć się. Podumać nad grobem wspólnego przodka otrzeć łzę.

Po powrocie z cmentarza rozgrzewał nas gorący rosół (a czy może być inny?), a potem były opowieści o klątwach, duchach i strachach. O przeklętej duszy pokutującej w skórze czarnego psa, o biesiadnikach, co utonęli na bagnach, o żołnierzach niemieckich wracających z frontu wschodniego rozstrzelanych w pobliskim lesie i tam zakopanych (kilka lat temu któraś z organizacji się tym zajmująca dokonała ekshumacji). Długie opowieści ciągnące się do późnych godzin nocnych nad kieliszkiem czegoś mocniejszego dla dorosłych.
Ciepła kołdra była wtedy najlepszym schronieniem. Wystarczyło zakopać się po uszy, by poczuć się bezpiecznie. Na tyle bezpiecznie, by ze swojego schronienia nasłuchiwać szeptane historie.

Teraz mam inne strachy i wejście pod kołdrę nie przynosi ratunku. Może zamiast się chować lepiej stawić im czoła? Zatrzymać się na chwilę, pochylić nad grobem i szepnąć Memento mori. Bowiem kiedy spojrzymy trochę dalej przed siebie przypomnimy sobie, że życie to dar, który warto pielęgnować i cieszyć się nim. Ot tak, po prostu każdego dnia uśmiechać się do siebie w lustrze, do swoich bliskich, współpracowników. Być bardziej.




Komentarze

  1. Emilko, po smuteczkach, przychodzą radosne dni. A ja zawsze służę dawką pozytywnej energii. Przytulam mooooocno

    OdpowiedzUsuń
  2. Cieszmy się z życia, cieszmy się z pięknej jesieni... wobec śmierci wszelkie inne problemy i strachy nie odgrywają znaczącej roli, naprawdę...

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Sanditon

Żyłam do niedawna w błogim przekonaniu, że mam zaliczone wszystkie powieści Jane Austen i jedyne co mi pozostaje, to czytać kilkakrotnie, to co już znam. Jakież było moje zdziwienie, gdy w bibliotece wpadła mi w ręce książka Sanditon podpisana nazwiskiem w/w autorki. Niestety oryginalny rękopis Jane, to zaledwie pierwsze dziesięć rozdziałów i kawałek jedenastego, cała reszta została dopisana przez pewną damę* . Jak ma się, to do odbioru całości? No właśnie, zmiana narratora przebiega płynnie, druga autorka stara się zachować styl oraz zamysł oryginału próbując dociekać dokąd zaprowadziłaby swoich bohaterów Austen. Trzeba przyznać, że wychodzi jej to dość sprawnie i szycia nie widać na pierwszy rzut oka. A na drugi? Już całkiem wyraźnie. Pojawiają się zdania, które Jane nigdy nie włożyłaby w usta swoich bohaterów. To co w oryginale pozostałoby subtelną aluzją, dającą czytelnikowi pole do domysłów, tutaj wykładane jest wprost. Ze zdumieniem przyjmowałam niektóre wydarzenia, tak odb

Tęsknota

 Wiecie, co? Trochę mi tęskno za pisaniem na blogu :) Jestem trochę zmęczona tym szybkim tempem instagrama, gdzie, co chwilę ładują się nowe posty... Może by tak wrócić... Popisać o książkach, o filmach, o życiu...  A tak se marudzę :)

Nawijanie rzeczywistości (02)

Odkąd mam kota czuję się trochę, jak młoda matka, która z palcem dźgającym kupkę zachwala swoje dziecko gościom, gdzieś między obiadem, a deserem. Niestety nie jest to mały kiciuś, od patrzenia na którego oczy robią się mokre i wstępuje w człowieka Elmirka. Jest to KOT. Pewnego dnia przyszedł i został. Czy na zawsze? Nie mam pojęcia, znika czasami na kilka dni. Przypuszczam, że prowadzi podwójne życie i bardziej niż my interesują go zasoby w misce, która stoi w kącie. No cóż. ma on jednak swój urok (oprócz pcheł i ktowieczegotamjeszcze ) jest klasycznie czarny z intensywnie zielonymi oczami. Musiał być przesłodkim kociakiem (wciąż jeszcze jest młodym kotem, ale już nie kiciulkiem). No tak, tutaj co niektórzy się zorientowali, że trochę nakłamałam w pierwszym zdaniu nadużywając słów mam kota . Raczej ten kot ma nas... na uwadze przy ewentualnym wyborze domu. Ale dziś odniosłam mały sukces. Przekonałam kota do pudełka. Sami wiecie, te wszystkie filmiki pokazujące koty w pudełka