Wszystko się kurczy. Moje myśli się kurczą, robią się coraz mniejsze i mniejsze. Zbijają w twardą ołowianą kulę, która toczy się w te i we wte powodując ból głowy i niepohamowany potok słów. Ciężkich, jak te ołowiane myśli.
A przecież jesień taka piękna. Słońce. Złote liście na drzewach. Nie może to być to zatem depresja jesienna. Kryzys wieku średniego? Za wcześnie, dusza zbyt młoda wciąż. Zatem co uwiera i gniecie? Któż może wiedzieć.
Listopad to taki dziwny miesiąc. W mojej świadomości zaczyna się radośnie z nutą melancholii. Pierwszego stawialiśmy świeczki zmarłym i wspominaliśmy tych, którzy odeszli, a drugiego urodziny taty. Taki czas. Odkąd pamiętam, to były dwa świąteczne dni poświęcone rodzinie. Tej co ciałem i tej co jedynie duchem była z nami.
To były prawdziwie rodzinne spotkania. Jedyne takie święto, kiedy można było spotkać sporą część rodziny. Przypomnieć się. Podumać nad grobem wspólnego przodka otrzeć łzę.
Po powrocie z cmentarza rozgrzewał nas gorący rosół (a czy może być inny?), a potem były opowieści o klątwach, duchach i strachach. O przeklętej duszy pokutującej w skórze czarnego psa, o biesiadnikach, co utonęli na bagnach, o żołnierzach niemieckich wracających z frontu wschodniego rozstrzelanych w pobliskim lesie i tam zakopanych (kilka lat temu któraś z organizacji się tym zajmująca dokonała ekshumacji). Długie opowieści ciągnące się do późnych godzin nocnych nad kieliszkiem czegoś mocniejszego dla dorosłych.
Ciepła kołdra była wtedy najlepszym schronieniem. Wystarczyło zakopać się po uszy, by poczuć się bezpiecznie. Na tyle bezpiecznie, by ze swojego schronienia nasłuchiwać szeptane historie.
Teraz mam inne strachy i wejście pod kołdrę nie przynosi ratunku. Może zamiast się chować lepiej stawić im czoła? Zatrzymać się na chwilę, pochylić nad grobem i szepnąć Memento mori. Bowiem kiedy spojrzymy trochę dalej przed siebie przypomnimy sobie, że życie to dar, który warto pielęgnować i cieszyć się nim. Ot tak, po prostu każdego dnia uśmiechać się do siebie w lustrze, do swoich bliskich, współpracowników. Być bardziej.
Emilko, po smuteczkach, przychodzą radosne dni. A ja zawsze służę dawką pozytywnej energii. Przytulam mooooocno
OdpowiedzUsuńCieszmy się z życia, cieszmy się z pięknej jesieni... wobec śmierci wszelkie inne problemy i strachy nie odgrywają znaczącej roli, naprawdę...
OdpowiedzUsuń