Przejdź do głównej zawartości

Jak to jest napchać się ciastkiem?

Dzisiejszy wpis zacznę ciastkiem. Otóż pewnego, pięknego dnia, siedząc w przytulnej knajpce z widokiem na Dunaj, zamarzyło mi się zjeść coś słodkiego. Skusiłam się na ciastko. Ciastko zamówiłam z lodami. Do popicia wzięłam gorącą czekoladę. Wiecie już do czego zmierzam? Zjadłam wszystko, zapiłam słodką czekoladą i miałam dość. Zasłodziłam się.

Czy można się zasłodzić książkami i mieć dość? Można. Dzieła tej autorki już tu opisywałam. W międzyczasie przeczytałam jeszcze kilka jej pozycji i właśnie sięgnęłam po ostatnią, najnowszą. Przyznaję - przeczytałam w ciągu jednego dnia. Nie twierdzę, że się przy tym męczyłam. O nie, to była całkiem przyjemna, odprężająca lektura. Gdzie zatem jest pies pogrzebany? Nie wiem, najwyraźniej przekroczyłam pewien próg tolerancji na brednie, historie mało prawdopodobne i powtarzające się schematy.
Zakończenie, które ma trzymać w napięciu do kolejnego tomu (w założeniu mają być trzy) pozostawiło mnie obojętną. Nie czekam na ciąg dalszy. Pewnie przeczytam, gdy się pojawi, ale to nie będzie bezsenne oczekiwanie na wydarzenia, które mają nadejść.

Mowa tu o książce Ogród Kamili Katarzyny Michalak. Piszę z lekkim drżeniem serca ponieważ wszelaka krytyka bywa tu i ówdzie traktowana jako zawiść skierowana przeciw odnoszącej sukcesy autorce, która ma spore grono wielbicielek swej twórczości. A nie o to mi chodzi, bo ani do autorki, ani do sukcesów nic nie mam.

W zasadzie do książki też nic nie powinnam mieć i pewnie nie miałabym, gdybym nie przeczytała wcześniejszych utworów powyższej autorki. A tak, po skończeniu poczułam, że lekko mnie przymuliło - jak po słodkim deserze, na który się człowiek rzuca, a potem po skończeniu uświadamia sobie, że lekko przeholował i na jakiś czas ma dość słodkiego.

Zacznijmy od pierwszego zarzutu - główna bohaterka. Panna niczym nie różni się od pozostałych głównych bohaterek pani Michalak. Mimo wszelakich nieszczęść, które je dotykają wszystkie są tak samo nie pozbierane, egocentryczne, zapatrzone w gwiazdkę z nieba/księcia na białym koniu i są rozlazłe w swoich poczynaniach i życiu. Tłumaczy je zawsze jakaś trauma, dramat z dzieciństwa, cokolwiek co nadaje się na usprawiedliwienie trwania w schemacie. Niestety nie da się ich lubić. Brakuje im przysłowiowych jaj.Kamila jest marzycielką zakochaną w różach. Co robi, by odnaleźć w świecie swoje miejsce, takie chociażby wśród kwiatów? Chadza do ogrodu botanicznego i tam wąchając kwiaty łata swe zranione osiem lat temu serce. Obecnie ma lat 24, zachowuje się wciąż jak egzaltowana nastolatka i poszukuje pracy. Do tego żyje na marginesie rzeczywistości, bo na pierwszą propozycję pracy, jako hostessa w Mediolanie rzuca wszystko i gotowa jest polecieć do Włoch (w tym momencie można walić głową w mur nad jej naiwnością i głupotą).
Potem znowu rzuca wszystko i przenosi się do Warszawy wprost na wspaniałe stanowisko i w ramiona intrygi, którą szykuje dla niej...


... Jakub, czyli zarzut drugi - faceci. Jak w poprzednich książkach jest ich dwóch, jeden dla czytelniczek, które wolą ostrych, złych macho i drugi dla tych, które się rozczulają wrażliwym sercem skrytym pod skorupą. Jeden starszy, drugi taki akurat w wieku dla Kamili (czemu one zawsze wybierają starszych facetów, którzy je niszczą, to ja już nie rozumiem). Obaj nieziemsko bogaci, inteligentni, samotni i skrywający niezgłębione tajemnice. Łukasz pochodzi ze starego domu z tradycjami, gdzie rządzi Matka Polka, Jakub... tego jeszcze nie wiemy, zakładam, że albo sierociniec, albo ojciec alkoholik. Od samego początku widać dokąd to zmierza. Gdyby to był film, to napisałabym, że można sobie chociaż pooglądać gołe klaty, tak pozostają nam jedynie opisy i wyobraźnia ;P

Ale, są jeszcze postacie poboczne, dwie kobiety, które dostaną swoje własne historie w następnych tomach. O dziwo, żadna z nich nie jest chora na raka, ale żeby nie było lekko, to jedna jest dziwką, a druga nie ma nogi. W dodatku okazuje się, że wszystkie trzy w jakiś sposób łączy postać Jakuba. W jaki, to już wam nie napiszę, będziecie chcieli to doczytacie. Obie na pewno mają swoje dramatyczne przeżycia, tak bardzo dramatyczne, że będziemy płakać nad ich nieszczęściami, których nie szczędziło im życie. I zostaje to już zasygnalizowane w tym tomie. Na szczęście przybędzie ten, który je uwolni od złych wspomnień i wpuści do zamkniętych serc promień słońca.

No i jest ciotka Łucja, która plącze się bez celu po kolejnych stronach. Równie dobrze mogłoby jej nie być, tak niewiele wnosi do powieści. Przez osiem lat też nie postawiła swej siostrzenicy na nogi, tylko zrobiła z niej mazgającą się marzycielkę. Wiem, że od 24 latki nie można wymagać zbyt wiele, no ale...

Jakby ktoś pytał, to są momenty. A przynajmniej zapowiedź momentów - paluszek tu, paluszek tam... ekhm... Do romantycznego zbliżenia głównej bohaterki ze swym księciem wśród róż nie dochodzi (jeszcze), bo na przeszkodzie staje wypadek, zawał, ekipa remontowa, kolejny szpital (pozostałe postacie sobie nie odmawiają przyjemności). W zasadzie trudności mnożą się w takim tempie, że najlepsza telenowela południowoamerykańska by się ich nie powstydziła. Na szczęście przed nami jeszcze dwa tomy, wprawdzie ich środek ciężkości będzie na pozostałych kobietach - Małgorzacie i Julii ale na pewno poznamy zamknięcie wszystkich wątków i będą żyli długo i szczęśliwie, a potem ... no wiecie, jak w telenoweli ;)

Ale okładeczka jest przepiękna, cudnie wydana ze złoceniami, miła w dotyku :)

Edit.
Czytałam kilka recenzji, w których podkreślane jest, że ta książka jest o spełnianiu marzeń i walce o nie. Otóż nie. Kamila nie robi absolutnie NIC, by spełnić swe marzenia. Jest tylko bezwolną kukiełką, która nie potrafi zdecydować o swoim losie, a o spełnianiu marzeń nie może być w ogóle mowy. Daje sobą manipulować, nie ma nic do powiedzenia, nie walczy o siebie. Jest całkowicie pozbawiona charakteru. Jeżeli ktoś w tej książce będzie szukał natchnienia do spełniania marzeń może się srogo rozczarować. 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Sanditon

Żyłam do niedawna w błogim przekonaniu, że mam zaliczone wszystkie powieści Jane Austen i jedyne co mi pozostaje, to czytać kilkakrotnie, to co już znam. Jakież było moje zdziwienie, gdy w bibliotece wpadła mi w ręce książka Sanditon podpisana nazwiskiem w/w autorki. Niestety oryginalny rękopis Jane, to zaledwie pierwsze dziesięć rozdziałów i kawałek jedenastego, cała reszta została dopisana przez pewną damę* . Jak ma się, to do odbioru całości? No właśnie, zmiana narratora przebiega płynnie, druga autorka stara się zachować styl oraz zamysł oryginału próbując dociekać dokąd zaprowadziłaby swoich bohaterów Austen. Trzeba przyznać, że wychodzi jej to dość sprawnie i szycia nie widać na pierwszy rzut oka. A na drugi? Już całkiem wyraźnie. Pojawiają się zdania, które Jane nigdy nie włożyłaby w usta swoich bohaterów. To co w oryginale pozostałoby subtelną aluzją, dającą czytelnikowi pole do domysłów, tutaj wykładane jest wprost. Ze zdumieniem przyjmowałam niektóre wydarzenia, tak odb

Tęsknota

 Wiecie, co? Trochę mi tęskno za pisaniem na blogu :) Jestem trochę zmęczona tym szybkim tempem instagrama, gdzie, co chwilę ładują się nowe posty... Może by tak wrócić... Popisać o książkach, o filmach, o życiu...  A tak se marudzę :)

Nawijanie rzeczywistości (02)

Odkąd mam kota czuję się trochę, jak młoda matka, która z palcem dźgającym kupkę zachwala swoje dziecko gościom, gdzieś między obiadem, a deserem. Niestety nie jest to mały kiciuś, od patrzenia na którego oczy robią się mokre i wstępuje w człowieka Elmirka. Jest to KOT. Pewnego dnia przyszedł i został. Czy na zawsze? Nie mam pojęcia, znika czasami na kilka dni. Przypuszczam, że prowadzi podwójne życie i bardziej niż my interesują go zasoby w misce, która stoi w kącie. No cóż. ma on jednak swój urok (oprócz pcheł i ktowieczegotamjeszcze ) jest klasycznie czarny z intensywnie zielonymi oczami. Musiał być przesłodkim kociakiem (wciąż jeszcze jest młodym kotem, ale już nie kiciulkiem). No tak, tutaj co niektórzy się zorientowali, że trochę nakłamałam w pierwszym zdaniu nadużywając słów mam kota . Raczej ten kot ma nas... na uwadze przy ewentualnym wyborze domu. Ale dziś odniosłam mały sukces. Przekonałam kota do pudełka. Sami wiecie, te wszystkie filmiki pokazujące koty w pudełka