Przejdź do głównej zawartości

Nazywam się Muszelka

Dziś o książce, która kojarzy mi się z wakacjami, która była ich nieodłącznym elementem, tak, jak to, że gdy przychodziły wakacje pakowałam plecak, wsiadałam w pociąg i jechałam do Cioci. Do miasta, do Cioci jeździłam co roku. Cóż, dla dzieciaka z maleńkiej wioski miasto, to było COŚ! Były tam place zabaw, śliwki mirabelki, działka z tajemniczym dołem na kompost i altanką, kolejne ciocie, specyficzny zapach nagrzanego asfaltu, wieczorne spacery Alejami na Apel Jasnogórski i tysiące innych rzeczy, których nie było na wsi.

Najpierw zawoziła mnie mama, potem wsadzała w pociąg lub autobus, a ktoś z rodziny odbierał, a na koniec jeździłam już sama (będąc jeszcze w podstawówce - wiadomo, kiedyś to były inne czasy ;). Ciocia miała wiele pasjonujących skarbów, ale największy z nich znajdował się w schowku - pudło pełne książek, z których kuzynostwo już dawno wyrosło. Z niecierpliwością oczekiwałam zawsze na moment przyniesienia pudła i otwarcia go. Wśród wszystkich książek, jakie tam leżały, była jedna, która zapadła mi w serce. W każde wakacje czytałam ją od nowa i z tym samym zachwytem oglądałam ilustracje. A potem pokrywałam kolejne kartki nieudolnymi klonami tych zachwycających obrazków. Jeżeli napiszę, że książeczkę zilustrował J.M. Szancer, to chyba będzie wszystko jasne skąd mój zachwyt. Swoją drogą jeśli ktoś się wychował na Szancerze i pozostałych znakomitych ilustratorach, to nic dziwnego, że patrzy z przerażeniem na kolorowe, kiczowate książeczki, które zabijają w dziecku jakąkolwiek wrażliwość. Niestety, te bardziej wartościowe są odpowiednio droższe. Ale nie miało być o tym, o ilustratorach z mego dzieciństwa napiszę osobno :)

Miało być o książeczce, której główną bohaterką jest syrenka. Nazywam się Muszelka autorstwa Holly Bourne to zabawna historia o pewnej mieszkance morza, która trafia w ręce Joasi wprost ze sklepu rybnego.
"(...) Muszę mieć w sklepie uczciwe ryby, zdatne do jedzenia. Jeżeli ktoś się dowie, że handluję syrenami, stracę klientów. Czy zapakować?
Nie czekając na odpowiedź, chwycił pośpiesznie kawałek papieru, owinął syrenkę i ten niestaranny pakunek wepchnął w ramiona Joasi."
 Tym sposobem rodzina Pringle powiększa się o nowego członka, który wprowadza się do akwarium. Nie trudno się domyślić, że Muszelka przeżywa wiele przygód i bywa też niestety utrapieniem dla swych wybawicieli. Na szczęście nadchodzą wakacje, a wraz z nimi podróż nad morze. I cała przygoda się rozkręca, a Muszelka zostaje gwiazdą kurortu. Nagrywa płytę, pozuje malarzowi i ...no przecież nie opiszę wszystkiego co się działo, a działo się sporo :) bo to na prawdę zajmująca książka, która uwiodła mnie w dzieciństwie i wcale nie wydaje mi się, żebym już z niej wyrosła.
A teraz ta zła wiadomość. Mój egzemplarz pochodzi z 1971 roku i jak dotąd nie było wznowienia. Powodzenia w polowaniu! Mam nadzieję, że jeśli kiedyś, jakieś wydawnictwo pokusi się o wznowienie, to z ilustracjami pana Szancera, bez nich to już nie byłoby to. Muszelka pozostanie dla mnie na zawsze idealnym przedstawieniem syrenki, Arielka może się przy niej schować... do ostrygi ;)
 



Komentarze

  1. Zielone pomidory tak książka jak i film to moje ulubione. Dlatego chętnie tu zaglądam piękne książki , ilustracje, recenzje i wszystko. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudowna książka! Czytałam ją w latach '80. Mój wujek wygrał ją w konkursie w 1977r. Jest tam dedykacją z datą. Niestety brakuje ostatnich stron 😞 Ale tak z 15 lat temu kupiłam swój egzemplarz w necie i co roku czytam moim dzieciom. Tym dorosłym też... 😅
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Sanditon

Żyłam do niedawna w błogim przekonaniu, że mam zaliczone wszystkie powieści Jane Austen i jedyne co mi pozostaje, to czytać kilkakrotnie, to co już znam. Jakież było moje zdziwienie, gdy w bibliotece wpadła mi w ręce książka Sanditon podpisana nazwiskiem w/w autorki. Niestety oryginalny rękopis Jane, to zaledwie pierwsze dziesięć rozdziałów i kawałek jedenastego, cała reszta została dopisana przez pewną damę* . Jak ma się, to do odbioru całości? No właśnie, zmiana narratora przebiega płynnie, druga autorka stara się zachować styl oraz zamysł oryginału próbując dociekać dokąd zaprowadziłaby swoich bohaterów Austen. Trzeba przyznać, że wychodzi jej to dość sprawnie i szycia nie widać na pierwszy rzut oka. A na drugi? Już całkiem wyraźnie. Pojawiają się zdania, które Jane nigdy nie włożyłaby w usta swoich bohaterów. To co w oryginale pozostałoby subtelną aluzją, dającą czytelnikowi pole do domysłów, tutaj wykładane jest wprost. Ze zdumieniem przyjmowałam niektóre wydarzenia, tak odb

Tęsknota

 Wiecie, co? Trochę mi tęskno za pisaniem na blogu :) Jestem trochę zmęczona tym szybkim tempem instagrama, gdzie, co chwilę ładują się nowe posty... Może by tak wrócić... Popisać o książkach, o filmach, o życiu...  A tak se marudzę :)

Nawijanie rzeczywistości (02)

Odkąd mam kota czuję się trochę, jak młoda matka, która z palcem dźgającym kupkę zachwala swoje dziecko gościom, gdzieś między obiadem, a deserem. Niestety nie jest to mały kiciuś, od patrzenia na którego oczy robią się mokre i wstępuje w człowieka Elmirka. Jest to KOT. Pewnego dnia przyszedł i został. Czy na zawsze? Nie mam pojęcia, znika czasami na kilka dni. Przypuszczam, że prowadzi podwójne życie i bardziej niż my interesują go zasoby w misce, która stoi w kącie. No cóż. ma on jednak swój urok (oprócz pcheł i ktowieczegotamjeszcze ) jest klasycznie czarny z intensywnie zielonymi oczami. Musiał być przesłodkim kociakiem (wciąż jeszcze jest młodym kotem, ale już nie kiciulkiem). No tak, tutaj co niektórzy się zorientowali, że trochę nakłamałam w pierwszym zdaniu nadużywając słów mam kota . Raczej ten kot ma nas... na uwadze przy ewentualnym wyborze domu. Ale dziś odniosłam mały sukces. Przekonałam kota do pudełka. Sami wiecie, te wszystkie filmiki pokazujące koty w pudełka