
Dziś więc zobaczymy, cóż takiego pacnęło mnie ostatnio w głowę z Nowej Zelandii, a w części drugiej zajrzymy do Australii.
Dla
większości kinomanów na hasło Nowa Zelandia otwiera się w głowie klapka
i wyskakują z niej przerośnięci faceci, kilka karłów i zniewieściały
lowelas, czyli Drużyna Pierścienia w komplecie. Ale kraj ten, ma do
zaoferowania nie tylko ładne tło do kolejnych ujęć Shire, Mordoru, czy
Rohanu.Chociaż na półce z napisem filmy z Nowej Zelandii może nie
znajdziecie wiele pozycji, to warto do niej sięgnąć - pod warunkiem, że
wcześniej podobało wam się kino australijskie, lubicie być zaskakiwani
niekonwencjonalnym podejściem do tematu, jesteście gotowi przyjąć fakt,
że jest inne podejście do kina niż to made in Hollywood i lubicie
brytyjskie seriale (ten warunek może wydawać się dziwny, ale w pełni
uzasadniony, obejrzycie chociażby Utopię, czy Misfits, a zrozumiecie).
Przechodząc do sedna... fajny film wczoraj widziałam.

Umiejętnie
wykorzystana konwencja dokumentu urealnia całość. Nie jest to film, na
którym będziemy się gromko śmiali, o nie, to zupełnie inne poczucie
humoru. Śmieszność wynika często z zestawienia wampir plus banalny
problem, jak kłótnia o nie pozmywane naczynia ... od pięciu lat (no cóż
dla wampirów czas ma inny wymiar). Czy kłopoty ze znalezieniem na obiad
dziewicy tudzież problemy z zakrwawioną kanapą po kolejnym obiedzie.
Jednak cały film będzie nam towarzyszył szeroki uśmiech, jeśli tylko
złapiemy, to puszczone do widza przez twórców oczko.
Generalnie
ciężko streścić film, w którym każde ujęcie jest frapujące, kpi z
mitów, czy popkulturowych klisz. Oprócz wampirów i ludzi na ekranie
pojawiają się wilkołaki (ciekawie rozegrany motyw z odwieczną walką
między tymi dwoma gatunkami), zombi ("i cały czas musimy chodzić z
wyciągniętymi ramionami, nie masz pojęcia, jak trudno, tak kogoś
złapać") oraz Bestia. Jest też miejsce na rozczulająco - romantyczne
uczucie.Polecam, warto :)
A jakby komuś było mało czarnego humoru rodem z Nowej Zelandii, to jest taki film Czarna Owca się nazywa. W skrócie można go streścić jako zombi- owcza- apokalipsa. Chmm. Krwiożercze owce :) każdy kraj ma własne fobie ;)
Zazwyczaj podchodzę ostrożnie do filmów z wampirami. Pewnie mam uraz po Zmierzchu. "Co robimy w ukryciu" wydaje się być ciekawy, być może dam mu szansę. Wizja niepozmywanych przez 5 lat(!) naczyń napawa mnie przerażeniem ;]
OdpowiedzUsuń