Książka, o której nie można źle napisać, nawet jakby się chciało.
Po serii czytadeł postanowiłam sobie przypomnieć, jak powinna wyglądać Literatura pisana przez duże L. Rozważałam ponowne przeczytanie Blaszanego bębenka lub Sztukmistrza z Lublina. Wybrałam tego drugiego. Do sztandarowej powieści Grassa póki co nie będę podchodzić, nadal zbyt silne emocje tkwią we mnie po pierwszym i jedynym przeczytaniu książki bodajże w liceum (czyli odległe lata świetlne temu). Powieść Singera była dla mnie nowością. Gdzieś mi umykała, aż do teraz. Uważam ją za absolutnie doskonałą.
Opowieść o Żydzie, który zatraca się we własnej doskonałości, kolejnych kochankach, a jednocześnie wypiera się tożsamości, pnia z którego wyrósł przekonany, że może być ponad pochodzenie społeczne, kulturowe, religijne. Jednocześnie los, a może nawet i Bóg wciąż nawraca go z drogi, którą próbuje obrać. Synagoga staje się miejscem symbolicznym, do którego Jasza trafia zazwyczaj przypadkowo w poszukiwaniu schronienia. Uwiera go to więc za chwilę wypiera się swojego pochodzenia. Nic jednak nie pozostaje bez konsekwencji. W jego wnętrzu toczy się walka. Jego prawdziwe ja, to przed którym ucieka i broni się, ostatecznie zwycięża. Wszystkie maski, które przybiera opadają. Okazuje się, że nie może żyć w oderwaniu od swoich korzeni.
Stając się każdym, będąc dla każdego kompanem, dostosowując się do okoliczności staje się nikim. Warto chyba o tym pamiętać - nie można się wyprzeć własnej tożsamości, pochodzenia, by przypodobać się ogółowi, dostosować się do oczekiwań, bo to droga prowadząca donikąd. Droga do rozterek, frustracji, rozżalenia i wiecznej walki z samym sobą. Być może będą nam klaskać i rzucać cukierki, ale gdy opadnie kurtyna zaraz o nas zapomną. Znajdą sobie nową rozrywkę szybciej niż myślimy.
Cała przemiana wewnętrzna Jaszy osadzona jest w świecie, który pozostał już tylko na kartach ksiąg, w opowieściach i pewnie w Muzeum Historii Żydów Polskich - POLIN. Podróż z Lublina do Warszawy i wydarzenia w stolicy pełne są nietuzinkowych postaci - pobożnych Żydów, polskich chłopów, mieszczan, arystokracji, złodziei, upadłych kobiet. Singer odmalował tamten świat bardzo obrazowo. Czytając zanurzamy się w nim bez reszty. Jakbyśmy sami znaleźli się w Lublinie, Warszawie, czy przemoknięci przycupnęli w synagodze. Powieść jest przesycona magicznym duchem, który objawia się w pięknie świata opisywanego, w zachwycie nad tym co nas otacza. Nie ma zbędnych zdań. Każde jest wyważone i na swoim miejscu.
Napisać: klasyka, którą trzeba znać, to za mało.
PS. Do ilustracji posłużyły mi obrazy innego sztukmistrza - Marca Chagalla.
Cudnie opisałaś. Prawdziwe i niestety czasami zbyt bolesne doznania - ale niestety rzeczywistość jest brutalna. Bądźmy sobą!
OdpowiedzUsuń