Szczęście nie zależy od otoczenia (...). Ono jest czymś , co sami w sobie tworzymy.
Czyż powyższy cytat nie jest prawdziwy? Często słyszymy, czy czytamy o ludziach, którzy żyją gdzieś na krańcu drogi, ubodzy ale szczęśliwi. I dziwimy się, troszkę zazdroszcząc, jak to możliwe, że nie mając nic, mają wszystko. A my gonimy za szczęściem. Wieczorami warczymy na siebie zmęczeni tą gonitwą i zasypiamy z myślą, że umknął nam kolejny dzień i mimo, że padamy ze zmęczenia, to w sumie nic w ciągu dnia nie ruszyliśmy się do przodu.
Cytat pochodzi z książki, która opowiada historię prawdziwą. Prawdziwą i przejmującą, zapadającą w pamięć. Jest to opowieść o niemożliwym. Bo czy można w piekle obozu koncentracyjnego znaleźć jakiś jasny punkt? Można, ale trzeba mieć w sobie wielką siłę i wiarę w Dobro.
W historię Corrie ten Boom zagłębiamy się w roku 1937. Ona sama ma 45 lat, jest niezamężna i mieszka z ojcem oraz siostrą w Haarlem. Prowadzą zakład zegarmistrzowski. W ich świecie panuje ład i porządek. Są trochę staroświeccy, naprawiają zegarki, czytają Pismo Święte i kierują się w życiu prostymi prawdami: uczciwością i pracą. Ze wspomnień głównej bohaterki poznajemy również tych którzy już odeszli, matkę oraz ciotki. Powoli też odchodzi świat, który znali. Małe wydarzenia zaczynają tworzyć wyrwy, by zamienić się w rwącą rzekę, gotową ponieść wszystko, co stanie jej na przeszkodzie. Rok 1940 w Holandii to klęska i początek okupacji niemieckiej. Dla Corrie i jej rodziny, to początek nowego, podwójnego, życia. Wraz z rodzeństwem biorą udział w ruchu oporu* i zajmują się ukrywaniem Żydów.
Robią to trochę po omacku, często ledwo unikając wpadek. Ostatecznie jednak, coś się zacina i zostają aresztowani.
Siostry po przesłuchaniach trafiają do obozu w Ravensbruck. Jakimś cudem udaje się Corrie przemycić ze sobą Biblię, która będzie podnosić na duchu nie tylko ją, ale i inne więźniarki.
Jak kończy się ta opowieść? A czy ona się kończy? Przenika i zostawia ślad w każdym czytelniku, nie ma końca, tak jak przesłanie nadziei i przebaczenia, które niesie ze sobą.
Każdy dzień w obozie, który udaje im się przetrwać, to taki mały, wymodlony cud. To co zdaje się być przekleństwem okazuje się błogosławieństwem. Corrie z ufnością w Boga poddaje się temu wszystkiemu powierzając swoje życie Jezusowi.
Kiedy koleżanka dawała mi tę książkę ze słowami, że to historia z obozu koncentracyjnego, skrzywiłam się w duchu, gdyż nie przepadam za ciężkimi, ciemnymi opowieściami, które umartwiają. Widząc moją minę zapewniła mnie, że to zupełnie coś innego i na pewno mi się spodoba. Spodobało się.
To książka ze sporym ładunkiem emocji i pozytywnym przesłaniem. Mogę tylko podziwiać panią ten Boom, że na koniec potrafiła przebaczyć. Wszystko co się jej przydarzyło... no cóż, że zacytuję zespół Raz dwa trzy Trudno nie wierzyć w nic(...).
Jedna z bardziej pozytywnych i podnoszących na duchu książek, jakie czytałam.
I to nie Bóg zezwala na szaleństwo wojen, to nasz dar, który otrzymaliśmy - wolna wola.
* Nie będę tu wnikać w to, jak wyglądał dokładnie ruch oporu w Holandii, ani okres okupacji. Na pewno dla większości Holendrów był to okres uciążliwy, ale nie tragiczny. Niemcy nie urządzali masowych egzekucji na ulicach, nie było łapanek, ani totalnej eksterminacji narodu. Jak każdy naród, Holendrzy mają swoje ciemne i jasne momenty historii w tamtym ponurym okresie. Książka to bardzo indywidualna opowieść nie tyle o historii, co o wytrwałości i wierności własnym wartościom.
Bezpieczna kryjówka
autor: Corrie ten Boom
Wydawnictwo Mądra Książka
Czyż powyższy cytat nie jest prawdziwy? Często słyszymy, czy czytamy o ludziach, którzy żyją gdzieś na krańcu drogi, ubodzy ale szczęśliwi. I dziwimy się, troszkę zazdroszcząc, jak to możliwe, że nie mając nic, mają wszystko. A my gonimy za szczęściem. Wieczorami warczymy na siebie zmęczeni tą gonitwą i zasypiamy z myślą, że umknął nam kolejny dzień i mimo, że padamy ze zmęczenia, to w sumie nic w ciągu dnia nie ruszyliśmy się do przodu.
Cytat pochodzi z książki, która opowiada historię prawdziwą. Prawdziwą i przejmującą, zapadającą w pamięć. Jest to opowieść o niemożliwym. Bo czy można w piekle obozu koncentracyjnego znaleźć jakiś jasny punkt? Można, ale trzeba mieć w sobie wielką siłę i wiarę w Dobro.
W historię Corrie ten Boom zagłębiamy się w roku 1937. Ona sama ma 45 lat, jest niezamężna i mieszka z ojcem oraz siostrą w Haarlem. Prowadzą zakład zegarmistrzowski. W ich świecie panuje ład i porządek. Są trochę staroświeccy, naprawiają zegarki, czytają Pismo Święte i kierują się w życiu prostymi prawdami: uczciwością i pracą. Ze wspomnień głównej bohaterki poznajemy również tych którzy już odeszli, matkę oraz ciotki. Powoli też odchodzi świat, który znali. Małe wydarzenia zaczynają tworzyć wyrwy, by zamienić się w rwącą rzekę, gotową ponieść wszystko, co stanie jej na przeszkodzie. Rok 1940 w Holandii to klęska i początek okupacji niemieckiej. Dla Corrie i jej rodziny, to początek nowego, podwójnego, życia. Wraz z rodzeństwem biorą udział w ruchu oporu* i zajmują się ukrywaniem Żydów.
Robią to trochę po omacku, często ledwo unikając wpadek. Ostatecznie jednak, coś się zacina i zostają aresztowani.
Siostry po przesłuchaniach trafiają do obozu w Ravensbruck. Jakimś cudem udaje się Corrie przemycić ze sobą Biblię, która będzie podnosić na duchu nie tylko ją, ale i inne więźniarki.
Jak kończy się ta opowieść? A czy ona się kończy? Przenika i zostawia ślad w każdym czytelniku, nie ma końca, tak jak przesłanie nadziei i przebaczenia, które niesie ze sobą.
Każdy dzień w obozie, który udaje im się przetrwać, to taki mały, wymodlony cud. To co zdaje się być przekleństwem okazuje się błogosławieństwem. Corrie z ufnością w Boga poddaje się temu wszystkiemu powierzając swoje życie Jezusowi.
Kiedy koleżanka dawała mi tę książkę ze słowami, że to historia z obozu koncentracyjnego, skrzywiłam się w duchu, gdyż nie przepadam za ciężkimi, ciemnymi opowieściami, które umartwiają. Widząc moją minę zapewniła mnie, że to zupełnie coś innego i na pewno mi się spodoba. Spodobało się.
To książka ze sporym ładunkiem emocji i pozytywnym przesłaniem. Mogę tylko podziwiać panią ten Boom, że na koniec potrafiła przebaczyć. Wszystko co się jej przydarzyło... no cóż, że zacytuję zespół Raz dwa trzy Trudno nie wierzyć w nic(...).
Jedna z bardziej pozytywnych i podnoszących na duchu książek, jakie czytałam.
I to nie Bóg zezwala na szaleństwo wojen, to nasz dar, który otrzymaliśmy - wolna wola.
* Nie będę tu wnikać w to, jak wyglądał dokładnie ruch oporu w Holandii, ani okres okupacji. Na pewno dla większości Holendrów był to okres uciążliwy, ale nie tragiczny. Niemcy nie urządzali masowych egzekucji na ulicach, nie było łapanek, ani totalnej eksterminacji narodu. Jak każdy naród, Holendrzy mają swoje ciemne i jasne momenty historii w tamtym ponurym okresie. Książka to bardzo indywidualna opowieść nie tyle o historii, co o wytrwałości i wierności własnym wartościom.
Bezpieczna kryjówka
autor: Corrie ten Boom
Wydawnictwo Mądra Książka
Piękna historia...
OdpowiedzUsuńTak. Piękna. Mimo zła i upodlenia można pozostać wiernym sobie.
Usuń