Przejdź do głównej zawartości

But na dachu

Tytuł tego posta równie dobrze mógłby być tytułem książki, którą niedawno skończyłam (no, trochę już minęło, tak to jest jak się nie ma kiedy skończyć posta:). Ale Fannie Flagg wolała ją zatytułować Nie mogę się doczekać... kiedy wreszcie pójdę do Nieba. No cóż, wola autorki.

Jak wiecie, albo i nie - przez moje ręce przewija się sporo książek, ale nie wszystkie mam ochotę recenzować. Dużo jest takich, które czekają na swoją kolej i takich, które zniknęły w mrokach nie pamięci (najwyraźniej nie było potrzeby je zapamiętywać). Ta nie należy, do żadnej z tych kategorii. Dopiero co ją przeczytałam i już zamierzam napisać wrażenia z lektury.
Po pierwsze, jestem fanką Smażonych zielonych pomidorów i filmu i książki. Dlatego pewnie sięgnęłam po tą autorkę. Liczyłam na przyjemną, lekką, pozytywną lekturę - w sam raz na upały. I nie przeliczyłam się. Powiem więcej, polecałabym Nie mogę się doczekać... na depresyjne smutki, poprawę nastroju i bolączki duszy. Jest to bardzo ciepła historia o pewnej staruszce - Elner, która wchodzi na drzewo narwać fig i trafia na gniazdo szerszeni. Prowadzi to do nieszczęśliwego upadku z drabiny i pokąsania przez owady. Nim karetka dowiezie pacjentkę do szpitala następuje zgon.Wiadomość o śmierci starszej pani dociera do jej rodziny i przyjaciół, a także przypadkowych ludzi, którzy się z nią zetknęli i, na których miała wpływ, chociaż nie zdawała sobie z tego sprawy. Poznajemy ich wszystkich. Poznajemy atmosferę amerykańskiego południowego miasteczka, które powoli pożerają przedmieścia, autostrada i hipermarkety. Przemykamy przez wspomnienia o niej i jej obecności w życiu innych. Okazuje się, że jej pozytywne nastawienie do świata przysporzyło jej wielu przyjaciół.
Po pierwszym szoku wszyscy przygotowują się do pogrzebu (tylko kot nie wie, co się dzieje i czemu ma pustą miskę).
A tymczasem Elner... Elner wędruje kryształowymi schodami do Nieba. Kogo tam spotka i co z tego wyniknie? No cóż, przecież nie będę opisywać całej fabuły :)

Przesłanie tej powieści to przypomnienie, by cieszyć się życiem, które jest DAREM i być kowalem własnego losu. Wiem jak to brzmi - banał, ale czy w sumie tak nie jest? Tylko strach powstrzymuje nas przed zmianami. Boimy się. Przekładamy nasze lęki na stres, a stres na gniew. Okładamy wszystko na później licząc, że ktoś za nas zrobi to, czego sami nie mamy odwagi. Jutro, później, kiedyś... *

Fannie Flagg stworzyła zabawną historię. Nie tak zabawną, jak sugeruje wydawca na skrzydełku okładki, że będziecie się zaśmiewać do łez (nie, to nie Pratchett), to nie ten rodzaj radości. Zamiast głośnego rechotu uśmiecha nam się coś w środku. Czytałam gdzieś, że to wszystko zbyt piękne, idylliczne, gładkie, pozytywne w amerykańskim stylu. Być może. Ale czasem trzeba pozwolić sobie na chwilę wytchnienia od rzeczywistości.


* W innej książce, którą też niedawno czytałam, autor radził sprzedać lodówkę i wyruszyć w podróż marzeń (albo cokolwiek innego - sprzedać/zrobić, wiecie, chodzi o podjęcie decyzji, odwagę itd. itp.). Swoją drogą przy tej książce zaśmiewałam się do łez, chociaż wydawca nic takiego nie sugerował na okładce. Ale ponieważ to wpis o jednej książce, drugą zostawmy na później, mogę tylko podpowiedzieć, że autor to polski podróżnik, o dość znanych inicjałach WC.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Sanditon

Żyłam do niedawna w błogim przekonaniu, że mam zaliczone wszystkie powieści Jane Austen i jedyne co mi pozostaje, to czytać kilkakrotnie, to co już znam. Jakież było moje zdziwienie, gdy w bibliotece wpadła mi w ręce książka Sanditon podpisana nazwiskiem w/w autorki. Niestety oryginalny rękopis Jane, to zaledwie pierwsze dziesięć rozdziałów i kawałek jedenastego, cała reszta została dopisana przez pewną damę* . Jak ma się, to do odbioru całości? No właśnie, zmiana narratora przebiega płynnie, druga autorka stara się zachować styl oraz zamysł oryginału próbując dociekać dokąd zaprowadziłaby swoich bohaterów Austen. Trzeba przyznać, że wychodzi jej to dość sprawnie i szycia nie widać na pierwszy rzut oka. A na drugi? Już całkiem wyraźnie. Pojawiają się zdania, które Jane nigdy nie włożyłaby w usta swoich bohaterów. To co w oryginale pozostałoby subtelną aluzją, dającą czytelnikowi pole do domysłów, tutaj wykładane jest wprost. Ze zdumieniem przyjmowałam niektóre wydarzenia, tak odb

Tęsknota

 Wiecie, co? Trochę mi tęskno za pisaniem na blogu :) Jestem trochę zmęczona tym szybkim tempem instagrama, gdzie, co chwilę ładują się nowe posty... Może by tak wrócić... Popisać o książkach, o filmach, o życiu...  A tak se marudzę :)

Nawijanie rzeczywistości (02)

Odkąd mam kota czuję się trochę, jak młoda matka, która z palcem dźgającym kupkę zachwala swoje dziecko gościom, gdzieś między obiadem, a deserem. Niestety nie jest to mały kiciuś, od patrzenia na którego oczy robią się mokre i wstępuje w człowieka Elmirka. Jest to KOT. Pewnego dnia przyszedł i został. Czy na zawsze? Nie mam pojęcia, znika czasami na kilka dni. Przypuszczam, że prowadzi podwójne życie i bardziej niż my interesują go zasoby w misce, która stoi w kącie. No cóż. ma on jednak swój urok (oprócz pcheł i ktowieczegotamjeszcze ) jest klasycznie czarny z intensywnie zielonymi oczami. Musiał być przesłodkim kociakiem (wciąż jeszcze jest młodym kotem, ale już nie kiciulkiem). No tak, tutaj co niektórzy się zorientowali, że trochę nakłamałam w pierwszym zdaniu nadużywając słów mam kota . Raczej ten kot ma nas... na uwadze przy ewentualnym wyborze domu. Ale dziś odniosłam mały sukces. Przekonałam kota do pudełka. Sami wiecie, te wszystkie filmiki pokazujące koty w pudełka